Podopieczny trenera Jacka Miciula w tym roku wywalczył na 200 m grzbietem także złote medale ME na krótkim i długim basenie. Za każdym razem - jak w Stambule - poprawiał rekordy kraju. W igrzyskach w Londynie był czwarty.
"Super Express": - Jak panu się udało wygrać z takim asem?
Radosław Kawęcki: - Pociągnąłem się trochę na jego fali, płynąc nieco za nim. Mówię serio, płynąłem bardzo blisko Lochtego. Do Stambułu przyjechałem z myślą o złocie, bo byłem pierwszy w światowym rankingu. Potem już nie myślałem, bo pływa się przede wszystkim głową, a nie mięśniami. Finał nie wyszedł mi w stu procentach. Mam niedosyt. Technicznie było w porządku, ale mógłbym popłynąć szybciej. Za późno zacząłem finiszować.
- Skoro można szybciej, to gdzie są rezerwy?
- W samym wejściu w nawrót. Dwaj moi finałowi rywale, Amerykanie Lochte i Murphy, byli w tym lepsi ode mnie.
- Czy zdobyte w tym roku trzy złote medale zamieniłby pan na jeden medal olimpijski?
- Zamieniać sukcesy i spełnienie marzeń na coś innego? Nie bardzo. A o medal olimpijski postaram się w igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 r.
- Czy to nie paradoks, że sukcesy osiąga pan z trenerem, który nie pływał stylem grzbietowym jako zawodnik?
- Rzeczywiście, trener Miciul pływał żabką. Za to jego córka Ola była pod jego ręką najlepszą w Polsce grzbiecistką. Trener wciąż się doskonali co do techniki ruchów w wodzie i doboru ćwiczeń. Jestem mu bardzo wdzięczny. Zrobiłem mu niespodziankę na święta w postaci tego złotego medalu, a na sylwestra dostanie ode mnie jeszcze coś. Nie powiem co.
Mówi trener Jacek Miciul: Popłynął idealnie
- W finale Radek popłynął idealnie. Pilnował Lochtego, nie dał mu odejść - ocenia Jacek Miciul, trener Kawęckiego. - Wyprzedził go, płynąc na powierzchni. I nie ma mowy o tym, że Lochte miałby się nie przygotować do tych mistrzostw. Przecież pobił rekordy świata w stylu zmiennym. A przegrał w wyścigu grzbietowym tylko dlatego, że Radek jest od niego lepszy!