Dym kominów, światła familoków
- Kolonia i Górny Śląsk to dwa najważniejsze miejsca w moim życiu – mówi Lukas Podolski, w którego sercu na zawsze pozostały dwa domy. Wspomnienia z dzieciństwa, spędzonego na Górnym Śląsku, były przez dekady żywe; i w końcu sprawiły, że od kilku lat Poldi wrócił do krainy lat dziecięcych. - Sośnica, Zabrze, Katowice, zawsze będą kojarzyć się z dymem kominów, który mi wcale nie przeszkadzał, i ze światłami w oknach familoków, w których mieszkała moja rodzina – wspomina piłkarz.
Lukas Podolski starł się z czempionem KSW! Nagranie trafiło do sieci. Było naprawdę gorąco [WIDEO]
- Pamiętam, jak przed laty proszki i „szokolady” się tu z Niemiec woziło, bo były inne, lepsze. Ale teraz jest już w Polsce wszystko – mówi. Wciąż jednak pamięta kamienice i mieszkanie w Sośnicy, w którym żyli jego rodzice przed czterema dekadami. - Wchodząc do klatki schodowej, czuję ten zapach, który był tam wtedy – dodaje.
„Nie rozumiem, czemu dziś tak grać nie można”
Kolonia to z kolei ulice i podwórka, na których stawiał pierwsze piłkarskie kroki. - To te mecze, toczona w nich walka, ukształtowały mój charakter piłkarski – Podolski z sentymentem wraca do czasów beztroskiej gry na podwórkach. - Zupełnie nie rozumiem, czemu dziś w tych samych miejscach grać nie można. Że niby jest głośno? To od razu trzeba policję wzywać? Czasy się zmieniły, niestety… – zauważa z żalem.
Lukas Podolski naprawdę to zrobił! W tej sytuacji łzy musiały popłynąć [WIDEO]
Dom to coś więcej niż miejsce
Gdziekolwiek grał, zawsze czuł się jak w domu. - Czy to było w Londynie, w Monachium, w Japonii czy w Turcji. Wszędzie zawsze jako rodzina byliśmy razem i zawsze mieliśmy nasz dom – podkreśla. Jednak Śląsk i Kolonia to miejsca szczególne. - I tu, i tam tata albo wujek zabierali mnie na – jeszcze stare – stadiony Górnika czy FC Köln, siadywaliśmy zwykle za bramką – wspomina.
Do Kolonii na gapę
Kolonia to jednak przede wszystkim klub. - Na treningi woził mnie najczęściej tata. Kiedy miałem jakieś pieniądze, żeby pojechać samemu pociągiem do Köln, byłem szczęśliwy. Ale musiałem je albo sam zdobyć, albo… ryzykować jazdę bez biletu – przyznaje Podolski, który wychował się w sąsiednim Bergheim. Pierwszy kontrakt z „Koziołkami” pozwolił mu lepiej poznać miasto. - Mogłem Kolonię poznać lepiej, pójść na kawę czy na obiad – mówi.
Ma swoje murale w Gliwicach i Zabrzu, uhonorowano go także w Kolonii. Lukas Podolski wciąż porywa dziesiątki tysięcy fanów!
„Czasem sprzedawałem bilety na mecze”
Podolski nie wstydzi się swoich korzeni i tego, jak zarabiał pierwsze pieniądze. - Czasem sprzedawałem na boku bilety na mecze otrzymywane z FC Köln. Zwykle zbierałem też na trybunach kubki i zwracałem je sprzedawcom za kaucją. Chodziły chyba po dwie marki, więc jak ich zebrałeś 50, to miałeś 100 marek i byłeś gość – opowiada.
Ludzie, którzy pomogli
Na swojej drodze spotkał wielu ludzi, którzy mu pomogli. - Pewnie mógłbym powiedzieć, że kimś takim jest Marcel Koller, który wziął mnie z juniorów do pierwszej drużyny FC Köln – zastanawia się. Jednak najważniejsi byli koledzy z podwórka i rodzice. - A może po prostu najważniejsze były te chłopaki pochodzące z różnych krajów, z którymi grałem na ulicach i robiłem zwykłe dziecięce psikusy i głupoty? Albo nasi rodzice – przecież tato przez lata woził mnie na treningi. Nie ma więc jednej takiej osoby; jest ich bardzo wiele – podsumowuje swą podróż przez lata przed wielką karierą
