Dramatyczne wydarzenia rozegrały się o godzinie 12.10, kilkanaście kilometrów za Bukaresztem. Najbardziej poszkodowanym okazał się właśnie Golański, który z rozbitą głową i wielkim guzem został przewieziony do kliniki w stolicy Rumunii.
- Dzięki Bogu, że nic mu się nie stało - relacjonuje drżącym głosem Detelina Golańska (26 l.), żona reprezentanta Polski. - Akurat kamienie poleciały w to miejsce, gdzie siedział mój mąż. Miał naprawdę dużo szczęścia, bo kamień najpierw trafił w rękę kolegi, a dopiero później w niego samego - i to go uratowało. Przecież mogło dojść do tragedii! Gdyby Paweł bezpośrednio dostał w skroń, to mogło się wydarzyć najgorsze, mógłby zginąć - opowiada z przejęciem małżonka piłkarza.
Golański w szpitalu został poddany dokładnym badaniom, bo zachodziło podejrzenie, że w wyniku uderzenia doznał wstrząśnienia mózgu.
- Wykonano tomografię i po niej zdecydowano, że Paweł zostaje w szpitalu na obserwację. Ma rozbitą głowę i lekkie rany - wyjaśnia Detelina, która była u boku męża w szpitalu.
Tuż po zajściu policja rumuńska zatrzymała 17 osób podejrzanych o atak na piłkarzy Steauy. W tym gronie znaleźli się kibice... Dinama Bukareszt.