Ryszard Orłowski: Moim sukcesem będzie przybliżenie Anguilli do poziomu międzynarodowej piłki

2015-07-13 10:27

Anguilla, rajska wysepka na Morzu Karaibskim. 102 km kwadratowe, 16 tysięcy mieszkańców. 33 cudowne plaże, homary jako główny towar eksportowy i. najsłabsza reprezentacja piłkarska na świecie. To tam pracuje Ryszard Orłowski (57 l.), polski selekcjoner zespołu plasującego się na ostatniej, 209. pozycji w rankingu FIFA.

"Super Express": - Najpierw prowadził pan reprezentację Nepalu, a teraz odpowiada za wyniki Anguilli. Lubi pan pracować w egzotycznych zakątkach świata?

Ryszard Orłowski (57 l., selekcjoner reprezentacji Anguilla: - Powiem tak: po prostu los mnie tutaj rzucił. Federacje tych krajów szukały trenerów z licencją UEFA i znajomością języka angielskiego. Wysłałem cv i tak znalazłem się w Nepalu. Spędziłem ponad rok w tym pięknym himalajskim kraju. Nie przedłużyłem kontraktu z wielu przyczyn, o których nie będę wspominał. Po drugie sprawy rodzinne nie pozwalały mi na daleki wyjazd. Dlatego wysłałem cv do krajów Strefy CONCACAF, aby być blisko domu w USA i rodziny. Szybko odezwały się cztery federacje, a pierwsza, która zgodziła się na moje warunki była Anguilla. Wiedziałem, że jest na końcu rankingu FIFA, lecz mimo to nie odmówiłem. Przyjąłem ofertę. Potraktowałem ją jako następne wyzwanie. Po tygodniu przyjechałem, jak to niektórzy mówią do raju. To miejsce jest specyficzne.

- Anguilla to wymarzone miejsce do życia?

- Mieszkańcy wyspy żyją w dostatku. Godnie zarabiają i każdy jest uśmiechnięty. Myślę, że mieszkając tutaj ludzie są szczęśliwi i nic im nie brakuje. Każdy obywatel posiada dwa paszporty: Anguilla i brytyjski. Długość życia to 84 lata. Życie w raju, bez stresów i gonitwy za pieniędzmi to ich motto. Tutaj nie ma żadnych problemów. Biali i lokalni mieszkańcy żyją w przyjaźni i stanowią wzór dla innych krajów.

- Jakie wrażenie wywarła na panu Anguilla?

- Ogromne. Byłem kilka razy na innych wyspach, ale jest to miejsce dla "grubych ryb". Najbogatsi ludzie biznesu czy gwiazdy Hollywood przylatują prywatnymi jetami albo przypływają ekskluzywnymi jachtami, aby odpocząć w spokoju bez paparazzi. Nie ma tutaj żadnych sieci fast food czy dużych sklepów. Można powiedzieć, że to dziewicza wyspa, jedyna taka na Karaibach. Ma 33 plaże, jedna ładniejsza od drugiej. Na każdej możesz być, bo są publiczne. Przy nich stoją luksusowe hotele dla milionerów.
Będąc na takich plażach można spotkać bardzo znanych ludzi.

- To kogo sławnego pan zobaczył?

- Właściciel Chelsea Roman Abramowicz ma na sąsiedniej wyspie St. Barth dom, a raczej pałac oraz super jacht "Eclipse", który kosztował go tylko miliard dolarów. Na kilka godzin przypływa nim do Anguilli. Cumuje blisko brzegu, a potem helikopterem z piękną żoną spędzają kilka godzin. Jak do tej pory dwa razy udało mi się zobaczyć jacht oraz jego właściciela. Trzeba powiedzieć kilka ciepłych słów o Abramowiczu, bo wyłożył 3 miliony dolarów na wybudowanie nowego stadionu ze sztuczną nawierzchnią
na St. Barth.

- Co panu zapewniła federacja Anguilli?

- Po przypłynięciu motorówką "Calipso" z St. Martin dostałem duży dom z widokiem na ocean. Mam pięć minut na plażę i na stadion. Do dyspozycji mam także samochód, który sam prowadzę. Dla porównania w Nepalu miałem kierowcę, bo tam nikt nie przestrzega zasad ruchu drogowego. Kto większy i sprytniejszy ten jest pierwszy na drodze. O serpentynach górskich, himalajskich dróg. lepiej nie wspominać. W Anguilla jest też lewostronny ruch, ale radzę sobie bez problemu. To zasługa mojej córki Pauliny.
Gdy ją odwiedziłem w Londynie udzieliła mi kilku lekcji.

- Pracuje pan z najsłabszą reprezentacją na świecie. Co będzie dla pana sukcesem?

- Podstawowym celem jest przybliżyć Anguillę do poziomu międzynarodowej piłki. To wymaga bardzo dużo pracy z obu stron. Powtarzam im, że nie przyjechałem na wakacje tylko ciężko pracować z nimi, podnieść ich kwalifikacje. Pracy jest dużo na każdym szczeblu. Technika, taktyka, mentalność. To urodzeni atleci, ale mimo to fizycznie też muszą niektóre rzeczy poprawić. Porobiłem im profesjonalne testy. Muszą poprawić wytrzymałość i koordynację. Cały czas nad tym pracujemy. Mają status amatorów, ale traktuję ich profesjonalnie na boisku i poza nim. Zdaję sobie sprawę, że jest dużo do zrobienia. Jednak po to jestem trenerem, aby to zmienić. Lubię wyzwania. W Nepalu udało się zrobić coś z niczego, znaleźć wspólny język z piłkarzami. Z Azjatami to nie jest łatwe. Jednak wygrana 2:1 z Indiami w mistrzostwach SAFF 2013 (turniej w Azji Południowej) przejdzie do historii. Czekali na ten moment 28 lat. To porównywalne z wygraną Polski z Niemcami. W tej chwili mam w kadrze 25 zawodników, z czego połowa to młodzi piłkarze, w wieku 18 i 19 lat. Są głodni sukcesu i nauki. Pracowici na każdym treningu. Nie boję się ryzyka, które podjąłem. Muszą nabrać doświadczenia na międzynarodowej arenie, a w przyszłości może zobaczymy ich w lidze MLS lub w Europie. Podobnie było w Nepalu. Powołanie do reprezentacji otrzymał wtedy 15-letni Bimal Magar. Pomogłem mu i trafił do akademii Twente Enschede i Anderlechtu Bruksela, z którym teraz podpisuje profesjonalny kontrakt.

- Wspomniał pan, że pana podopieczni to amatorzy. Czym się więc zajmują?

- Wykonują różne zawody. Są nauczycielami, pracują na budowie, w bankach, w hotelach, nie brakuje także studentów. Mam duży szacunek do nich, bo po 8 godzinach pracy bardzo sumiennie trenują. Nie narzekają, nie kombinują, bo wiedzą, że nie jestem "wczorajszy", a tylko ciężka praca  na treningu i profesjonalne podejście przyniesie sukces na boisku. Przed starciem z Nikaraguą w I rundzie eliminacji MŚ 2018 wygraliśmy 3 mecze towarzyskie. 2 razy pokonaliśmy Brytyjskie Wyspy Dziewicze (1:0, 3:1) i St. Martin (2:0). Z tych trzech triumfów bardzo cieszyli się, bo poprzednio wygrali... w 2001 roku. Po 14 chudych latach te 3 zwycięstwa przejdą do historii tego państwa, a ja razem z nimi. Piłkarze trenują 5 razy w tygodniu od 17 do 19. Jeden dzień poświęcamy na wewnętrzny sparing. Robię im seanse wideo. Analizujemy wtedy nasze mecze. Czasami zostaję z niektórymi zawodnikami po zajęciach i przeprowadzam indywidualny trening. Robię to chętnie, bo piłka to moje życie i pasja. Nie narzekam, bo tylko praca na treningu, więcej gier i wspólne zaufanie przyniesie korzyści dla kadry Anguilli.

- Jaki jest pana bilans z kadrą Anguilli?

- Od 1997 roku zespół rozegrał 28 meczów, w których zwyciężył tylko dwa razy. Za mojej kadencji w 5 spotkaniach zanotowaliśmy 3 wygrane. We wszystkich tych spotkaniach piłkarze dali z siebie wszystko. Walczyli do końca o korzystny wynik. Najwięcej meczów rozegrał kapitan reprezentacji 20-letni Girdon Connor. Jest podporą drużyny i przykładem dla innych młodych zawodników.

- Dlaczego mimo trzech zwycięstw pana drużyna jest wciąż na ostatnim - 209. miejscu w rankingu FIFA?

- FIFA potraktowała nas po macoszemu. Nie dała nam punktów za dwa zwycięstwa nad Brytyjskimi Wyspami Dziewiczymi, które były zgłoszone jako oficjalne mecze. Światowa federacja tłumaczy się tym, że między pierwszym a drugim spotkaniem nie było przerwy 48 godzin. Wysłałem w tej sprawie list do prezydenta Seppa Blattera. Czekam na odpowiedź. FIFA nie rozumie, że państwa z "dołu" rankingu to amatorzy. Dwa mecze towarzyskie przeważnie rozgrywane są w sobotę i niedzielę, aby wszyscy zawodnicy mieli szansę w nich wystąpić, a w poniedziałek normalnie pójść do pracy lub szkoły. Nie zrobiliśmy nic złego. Mimo to nie dostaliśmy upragnionych punktów do rankingu. Piłkarze czują się oszukani przez FIFA.

- Dostał pan chociaż ekstra premię od federacji?

- O premiach dla zawodników po prostu zapomnij. Po drugim wygranym meczu z Brytyjskimi Wyspami Dziewiczymi podszedł do mnie prezydent i powiedział: "chodź coś ci pokażę. Ten nowy nissan jest twój. Masz tylko bezpiecznie nim jeździć po lewej stronie". To ładny gest z jego strony, ale przecież obowiązkiem federacji jest to, abym miał auto. Po co? Bo bardzo często odwożę nim piłkarzy po treningu.

- Jest pan zawiedziony wynikami z Nikaraguą w eliminacjach MŚ 2018?

- Niektórzy pytali się czy zawodnicy wierzyli, że mogą wygrać z Nikaraguą. Wiara jest zawsze, bo bez niej nie można grać w piłkę. Po 3 zwycięstwach w towarzyskich meczach zawodnicy byli naładowani, ale Nikaragua to drużyna z innej półki. Zabrakło nam doświadczenia i ogrania. Nikaragua w meczu u siebie złapała nas, jak Niemcy Brazylię na mundialu w 2014 roku. Zanim piłkarze przyzwyczaili się do sztucznej nawierzchni, na której nigdy nie grali, było już za późno. W drugiej połowie było lepiej, ale za mało, aby  nawiązać równą walkę. Rewanż odbył się po raz pierwszy na nowym stadionie wypełnionym na maksa. Zagraliśmy odważnie, stworzyliśmy kilka sytuacji do zdobycia bramki, ale zabrakło wykończenia i szczęścia. Piłkarze dali z siebie wszystko. Jestem z nich dumny. Przegrany dwumecz z Nikaraguą  to duże doświadczenie na przyszłość. To dobra lekcja dla nich.

- Anguilla ma tylko 16 tysięcy mieszkańców. Jest w tym kraju liga?

- Tak, i to nawet są dwie: męska i kobieca. Zarejestrowanych jest ok. 400-500 piłkarzy i piłkarek. Liga męska składa się z siedmiu drużyn. Sezon zaczyna się w listopadzie, kończy w kwietniu, a wszystkie mecze rozgrywane są na głównym stadionie. Mistrzem w tym roku został Kicks United. Królem strzelców jest Kapil Battice, a najlepszy zawodnik ligi to Germain Hughes. W każdej szkole odbywają się zajęcia piłkarskie, które prowadzą przeważnie reprezentanci.

- Czy reprezentanci grają poza Anguillą?

- Wszyscy kadrowicze występują w lokalnej lidze. Kiedyś sprowadzono kilku piłkarzy z Anglii, którzy mieli paszporty Anguilla. Ale jak mi powiedziano to był niewypał i dalej tego  już tutaj nie praktykują. Jednak sąsiednie kraje korzystają z zawodników grających w Anglii i odnoszą z nimi sukcesy. Ale co kraj to obyczaj...

- Jak wygląda infrastruktura na wyspie?

- Jest nowy stadion z oświetleniem, siłownią, szatniami, vip room-em. Wkrótce oddany będzie nowy hotel przy stadionie i dwa boiska treningowe. Przywiozłem sprzęt treningowy, a do tego są tu 33 plaże i na niektórych z nich trenujemy. Otoczenie i atmosfera jest tak wspaniała, że piłkarze nawet nie czują ile pracy wkładają podczas zajęć.

- Czy któryś z pana podopiecznych może w przyszłości zaistnieć w Europie?

- W kadrze Anguilli mam duży talent. To 19-letni Germain Hughes, który we wszystkich meczach u mnie zagrał jako pomocnik i był najlepszy na boisku. To inteligentny chłopak, który ma wspaniałe warunki fizyczne, technikę i dobry przegląd pola. Uważam, że ma szanse na granie w Europie. Posiada dwa paszporty: brytyjski i Anguilla. Postaram się znaleźć mu klub. Kto w niego zainwestuje na tym nie straci. Talentów w Anguilla nie brakuje. Podczas zawodów w Nowym Jorku 18-letni sprinter Zharnel Hughes zajął drugie miejsce w biegu na 200 metrów (20.32 sek). Wyprzedził go tylko Usain Bolt (20.29 sek). Mówią, że Hughes będzie następcą Jamajczyka. Obecnie dostał stypendium i przebywa w profesjonalnym centrum treningowym na Jamajce. Mieszkańcy Anguilla to urodzeni atleci, a talenty są wszędzie. Nawet w takim małym kraju. Trzeba je znaleźć i dać szanse rozwoju, a w przyszłości będą mistrzami na bieżni lub boisku.

- Jaki ma pan kontakt z piłkarzami?

- Zostałem zaproszony przez nich na regaty, które odbywają się kilka razy w roku. Mówią, że to sport narodowy w tym kraju. Cały czas musisz kontrolować łódź z jednej na drugą stronę. Trzeba się zmieniać, czasami prawie kłaść się do tyłu za burtę, aby był balans. Chwila nieuwagi i jesteś za nią, a rekiny - jak tutaj mówią - lubią słodkie mięso i tylko na to czekają. Regaty to super sprawa. Zaliczyłem je, zajęliśmy 3. miejsce i może jeszcze raz dam się namówić. Miałem także możliwość pływania z delfinami. To coś niezwykłego. Są tak mądre i delikatne w dotyku. Szkoda, że są zamknięte w basenach, ale bez tego nie mielibyśmy szansy ich nawet dotknąć, nie mówiąc o wspólnym pływaniu.

- Pana podopieczni wypytują o Polskę?

- Futbol w Anguilla cieszy się dużym zainteresowaniem. Naszym największym kibicem jest gubernator Christina Scott. Wszyscy śledzą Premier League, ale kilka razy oglądaliśmy mecze... polskiej ligi. Kibicowałem Lechowi Poznań zakładając koszulkę Krzycha Kotorowskiego. To prezent od jego kuzyna Przemka Bogusławskiego. Założyłem ją kilka razy i teraz wszyscy w Anguilli wiedzą kim jest Kotorowski. Chce dodać, że z ojcem Krzycha - Pawłem grałem w Grunwaldzie Poznań. Świat jest taki mały. W Anguilla najbardziej znanymi polskim piłkarzami są oczywiście Robert Lewandowski i bramkarz Wojciech Szczęsny. Piłkarzom podoba się gra naszej reprezentacji. Tą drogą chciałbym pogratulować Adasiowi Nawałce wyników z reprezentacją Polski. Grałem z nim w polonijnych klubach w USA. Brawo biało-czerwoni!

- Co jest dla pana największym problemem w pracy?

- Jedyny mankament federacji to zakontraktowanie meczów towarzyskich. Związek nie jest na to chętny, bo to kosztuje. Wiadomo, że najlepszy trening to prawdziwy mecz. Bez tego nie możemy mówić o dalszym rozwoju piłki w tym kraju. Przez 18 lat Anguilla rozegrała w sumie 33 mecze. Piłkarze wiedzą, że tylko dzięki meczom towarzyskim nabiorą doświadczenia. Tym bardziej że połowa kadry to 18-19-letni piłkarze, którzy aż się rwą, aby grać z mocniejszymi drużynami. Przyniesie to korzyści wszystkim: graczom, federacji i krajowi. Ludzie będą wiedzieli, że Anguilla widnieje na światowej mapie futbolu.

- Był moment, gdy pomyślał pan: co ja tutaj robię, po co tu w ogóle przyjechałem?

- Nigdy nie żałowałem tego wyboru. Przyjeżdżając wiedziałem, że nie będzie to łatwa praca. Ale jak wspomniałem wcześniej lubię wyzwania. Wtedy czuję się potrzebny. Chcę dokonać coś z niczego i zostawić dobrą opinię o Polakach i o sobie. Trzy wygrane po 14 latach zostaną w historii Anguilli.

- Pracował pan wcześniej w Nepalu. Były przygody w tym kraju?

- Niezapomniane przeżycie to lądowanie na lotnisku Lukla w Nepalu. To najbardziej ekstremalne i niebezpieczne lotnisko na świecie. Tylko kilku pilotów ma licencję i może tam lądować. Mały błąd i... goodbay. Mount Everest obleciałem samolotem wraz z żoną Ewą. Gdy patrzysz przez okno samolotu (tylko 20 pasażerów i po jednym rzędzie siedzeń po każdej stronie) widać w nim ogromną moc, wielkość i władzę nad innymi himalajskim szczytami. Oglądając go z bliska przechodzą ciarki po ciele. Co powiedzieć o tych co go zdobywają. Dla mnie to super ludzie. Każdy z nich powinien być bohaterem narodowym. Następnie mój pierwszy paraglajding. Przed lotem nie powiem miałem stracha. Jednak obiecałem piłkarzom, że to zrobię i nie było odwrotu. Ale tuż po starcie, gdy widzisz te piękne widoki to zapominasz o strachu.

- Jak się dostać na Anguillę?

- Lokalne władze nie chcą przedłużyć pasa startowego lotniska o 200 metrów, aby duże samoloty pasażerskie mogły lądować. Tylko pas jest dostosowany do prywatnych jetów. Dlatego jak nie masz jetta musisz wylądować na St. Marteen. Stamtąd do nas dostaniesz się korzystając z motorówki, promu lub małego samolotu. Raz lecialem i odradzam. Lokalne władze nie idą na ilość tylko na jakość. Gruby portfel albo złote karty kredytowe! Podobnie jest z cruiseline. Duże statki wycieczkowe omijają tę piękną wyspę (nieraz można je zobaczyć z daleka). Nie na próżno nazywają ją wyspą dla bogaczy, gdzie zawsze jest słoneczna pogoda.

- Ilu Polaków mieszka na wyspie?

- Polacy są wszędzie (śmiech). Przyjeżdżając tutaj byłem przekonany, że będę jedynym Polakiem. Okazało się, że rodaków na wyspie nie brakuje. Następnego dnia ksiądz Paweł Czoch zaprosił mnie na plebanię. Dał mi kilka wskazówek odnośnie miejscowej kultury, którą trzeba respektować, gdy jest się w obcym państwie. Kolejna osoba to dyrektor akademii tenisowej Rafał Chajdas z którym często - wspólnie z naszymi żonami - się spotykamy. On to ma życie. Robi to co lubi. Gra jako instruktor przeważnie z milionerami i znanymi gwiazdami jak m.in. właściciel facebooka. O napiwkach nie będę wspominał. Jest bardzo szanowany. Szkoli w wolnym czasie młodzież. Jest także małżeństwo inżynierów: Ela i Janusz Pawluk. Wspaniała para. Mieszkają tutaj od 20 lat. Budowali największe i najdroższe hotele na wyspie.

- Zamierza pan kiedyś wrócić do Polski?

- Od ponad 30 lat mieszkam w USA, ale całym sercem jestem za Polską. Jest mi bliska, bo tam się urodziłem. Na pewno niedługo na stałe wrócę. Moje dzieci i wnuki mówią płynnie po polsku i często odwiedzają nasz kraj. Za każdym razem, gdy się przedstawiam mówię, że jestem Polakiem. Widzę, że jesteśmy lubiani na świecie. Pozdrawiam moją miejscowość Gorzkowice i moją 92-letnią mamę Helenę, której zawdzięczam to kim teraz jestem.

Najnowsze