Za kilkanaście dni rozpocznie walkę o olimpijski medal. Ale Mateusz Kusznierewicz (33 l.) wydaje się tym zupełnie nie przejmować. Polskiego żeglarza spotkaliśmy w podwarszawskim lesie podczas przejażdżki na rowerze.
To będzie jego czwarty olimpijski start. Przedtem trzykrotnie rywalizował w klasie Finn, zdobywając medale złoty i brązowy. Teraz wraz z Dominikiem Życkim (34 l.) pożeglują na olimpijskim akwenie w Qingdao w najbardziej prestiżowej z olimpijskich klas - Star. Trzy miesiące temu wywalczyli tytuł mistrzów świata. Dlatego przed igrzyskami apetyty są ogromne.
- Mieliśmy z Dominikiem dobry pomysł, aby zapomnieć o tym tytule kilka dni po jego zdobyciu - zdradza Mateusz. - Chcemy jechać na igrzyska nie jako faworyci, ale jako ścigający rywali.
Start w Pekinie już niedługo, ale Kusznierewicz rzucił łódkę, do której nie wróci przez prawie miesiąc!
- Po raz ostatni żeglowaliśmy, właśnie w Qingdao, w połowie lipca. Na łódkę wrócimy w tym samym miejscu piątego sierpnia. - mówi Kusznierewicz. - Rower albo basen, aerobik, joga czy po prostu spacer - tak wyglądają teraz moje przygotowania do igrzysk. Dbam przy tym o sen, dietę i ciszę wokół siebie. Przerwa w żeglowaniu służyć ma właśnie odpoczynkowi i temu, żebyśmy chętnie wsiedli do łódki, gdy ją znów ujrzymy. Póki co to nasi opiekunowie mówią, że wszyscy wokół czują stres, a my się śmiejemy. I naprawdę tak jest, mam w głowie spokój i czuję się zrelaksowany - zwierza się Mateusz. - Choć wiem, że gdy przyjdą igrzyska, to przyjdą też nerwy i emocje.
Ten olimpijski spokój Kusznierewicz zawdzięcza doświadczeniu, a także specjalnemu treningowi mentalnemu.
- Układam sobie "złote myśli" na własny użytek - zdradza. - Najpierw odczytywałem je sobie raz na dwa tygodnie, potem co tydzień, a teraz co dzień albo co dwa.