- Tak się złożyło, że podczas tego meczu na trybunach byli wszyscy, którzy dodawali mi otuchy w najtrudniejszych chwilach, gdy nie mogłem grać. Oprócz trenera Smudy pojawili się także moi rodzice i narzeczona Tatjana - zdradza nam Boenisch.
"Super Express": - Jakie to było uczucie, gdy trener Schaaf wpuścił cię na boisko po tak wielkiej przerwie?
- Poczułem się... jakbym po raz drugi debiutował w Werderze. Przez głowę przechodziły tysiące myśli, ale przepędziłem je, skoncentrowałem się na grze.
- W ostatniej minucie straciliście gola i zamiast zwycięstwa był remis...
- Tak, szkoda tej bramki. W szatni z tego powodu nie było wielkiej radości. Ja też nie cieszyłem się tak, jakbym chciał.
- Chyba jest szansa, że zagrasz w najbliższym meczu przeciwko Mainz, bo za kartki nie wystąpi Ignjovski.
- Bardzo bym chciał, żeby tak było, bo każda minuta na boisku zwiększa moje szanse na udział w EURO. Trener Smuda dodatkowo mnie podbudował wizytą i rozmową. Zrobię wszystko, żeby wystąpić na EURO w reprezentacji Polski.
- Twój tata tak w to wierzy, że już zarezerwował hotel w Warszawie w terminie mistrzostw...
- O, sporo pan wie (śmiech). Faktycznie rodzice chcą przyjechać, razem z moim bratem i moją narzeczoną. Gdybym nie mógł zagrać na EURO, to przyjadę razem z nimi. Czuję się bowiem reprezentantem Polski na dobre i na złe. Nie mógłbym opuścić tak wielkiej imprezy. Ale na razie nie dopuszczam do siebie myśli, że przyjadę na EURO jako turysta.