- Kiedyś ćwiczyliśmy na siłowni, nieźle mi szło, no i jakoś się chłopakom skojarzyło - tak Jurecki wyjaśnia, dlaczego koledzy z reprezentacji wołają na niego "Shrek".
Siła ogra bardzo się przydaje. Potężnie zbudowany i świetnie przygotowany fizycznie Jurecki radzi sobie tam, gdzie walka na parkiecie jest najtwardsza - na kole. Dwóch stukilogramowych rywali uwiesi mu się na ramionach, a jeden będzie mu na dodatek wsadzał łokieć pod żebro? Dla Bartka to żaden problem. Kołowy niemieckiego Magdeburga chwyta wtedy piłkę, obraca się z nią w kierunki bramki i rzuca. A rywalom pozostaje złość i niedowierzanie.
Przeczytaj koniecznie: Nie spuśćcie go z oczu
Zapewne podobnie będzie dzisiaj, bo Jurecki rozkręca się z meczu na mecz. A przecież już teraz ma na koncie 17 bramek i jako jedyny z Polaków jest w pierwszej dwudziestce najskuteczniejszych zawodników turnieju. Choć ani on, ani trener Bogdan Wenta do takich statystycznych osiągnięć nie przywiązują wagi.
- Wolę nie mieć żadnego zawodnika w czołówce indywidualnych rankingów, a mieć drużynę na podium - jasno stawia sprawę selekcjoner.
Do tego podium już bardzo blisko. Wygrana z Czechami gwarantuje nam grę w półfinale. W obronie rywali grają potężne chłopiska, ale na szczęście my mamy "Shreka".