Kołowy niemieckiego TuS N-Lubbecke w drużynie narodowej gra już ponad 10 lat. Wykonuje trudną do przecenienia pracę w defensywie. Większą popularność uzyskał jednak raptem 12 miesięcy temu, kiedy na mundialu w Chorwacji słynnym "rzutem Siódmiaka" zapewnił nam wygraną nad Norwegią i awans do półfinału.
Patrz też: Mecz Polska : Szwecja 27:24 dla nas!
- To był piękny moment. Pewnie, że fajnie byłoby coś takiego powtórzyć tu w Austrii, ale ja za popularnością nie tęsknię. Cieszę się, kiedy mogę pomóc zespołowi - mówi nam Artur. A w pomaganiu nie ma sobie równych. Jest niekwestionowanym liderem naszej formacji defensywnej uznawanej za jedną z najsolidniejszych na świecie.
Blok nie do przedarcia
- Dobrze układa mi się współpraca z chłopakami i czasami rzeczywiście potrafimy postawić taki blok, przez który ciężko komukolwiek się przedrzeć - przyznaje. Tak było choćby we wtorkowym meczu z Niemcami, którzy do przerwy zdołali rzucić nam zaledwie osiem bramek! Śmiało można założyć, że gdyby to Siódmiak był ministrem obrony w 1939 roku, Niemcy nie wyściubiliby nosa poza granicę. I tylko sam zawodnik wie, ile zdrowia kosztuje taka gra.
- Wiadomo, jaka jest walka na środku obrony. Siniaków czy jakichś drobnych urazów nie liczę. Efekt jest taki, że na dużych imprezach po kilku meczach gra się już na blokadzie przeciwbólowej - zdradza. - A czy w trakcie takich turniejów, jak mistrzostwa Europy są takie dni, kiedy zupełnie nic nie boli? No, w moim przypadku raczej nie - śmieje się reprezentacyjny kołowy.
Patrz też: ME w piłce ręcznej: Polacy pokonali Niemców!
Siódmiak prywatnie to bardzo spokojny, zazwyczaj uśmiechnięty człowiek. Ale na boisku zmienia się w demona. W pierwszych minutach meczu z Niemcami rzucił o parkiet 100-kilogramowym Larsem Kaufmanem.
Polacy rządzą - i koniec!
- Trzeba od razu pokazać rywalowi, kto tu rządzi. I warto przyzwyczaić do takiej gry sędziów. Bo jak się zacznie mecz spokojnie, a dopiero potem nagle zrobi się "bang" przeciwnikowi, to mogą się posypać kary dwuminutowe - tłumaczy.
Do obowiązków Siódmiaka należy też kierowanie całą formacją obronną. Tylko, jak to zrobić w takich warunkach, jakie panują w Olympiahalle w Innsbrucku, gdzie przez niesamowity doping kibiców człowiek czasami nie słyszy sam siebie?
- To już kwestia doświadczenia i zgrania. Po prostu na konkretne zagrywki rywali reagujemy w sposób automatyczny - zdradza. Nie ma wątpliwości, że bez żelaznej obrony dowodzonej przez Siódmiaka jego kolegom w ataku grałoby się dużo trudniej.
- Wszystko zaczyna się właśnie od defensywy. Jak chłopaki widzą, że z tyłu jest spokój, to łatwiej im się gra z przodu - wyjaśnia.