- Sędzia, który zgodziłby się prowadzić tutaj zawody mistrzowskie, byłby samobójcą, bo to wbrew przepisom - mówił nam w poniedziałek rano wiceprezes MZPN Mirosław Starczewski, działacz odpowiedzialny za licencje dla obiektów i bezpieczeństwo na stadionach.
- W piątek przeprowadziliśmy na Stadionie Narodowym kontrolę, która wykazała wiele uchybień. Stadion nie spełniał licznych wymogów UEFA. Według przepisów ławka rezerwowych powinna liczyć 16 miejsc siedzących. Wytyczne Ekstraklasy są mniej restrykcyjne. Według nich na ławce musi być minimum 13 siedzisk. Władze NCS najwyraźniej nie znają przepisów, bo ich ławki rezerwowych mogły pomieścić tylko 12 osób - ujawnia Starczewski i kontynuuje:
- Linia bramkowa musi być tej samej szerokości, co słupek bramki. Na Stadionie Narodowym linie bramkowe były węższe o 2 centymetry od słupków, a linie boczne nawet o 8 centymetrów. Ktoś odwalił straszną fuszerkę. Bramka od strony północnej została zbyt głęboko osadzona w ziemi, przez co była mniejsza o 2 centymetry od kreślonej przepisami wysokości 2 metry 44 centymetry!
Po druzgocącej krytyce ze strony komisji w pośpiechu zaczęto likwidować te hanbiące usterki. - Nadal jednak nie można rozegrać tu meczu międzypaństwowego - zastrzega Starczewski.
Przeczytaj koniecznie: Jan Tomaszewski: Nie wiadomo, czy na Stadionie Narodowym nie zawali się dach
- Bo choć przywieziono nowe ławki rezerwowych, to wciąż nie spełniają wymogów UEFA. Mają po trzynaście siedzisk, a nie szesnaście - tłumaczy Starczewski, a jego relacja to kolejny dowód na rażące niekompetencje szefów NCS, którzy, jak widać, bardziej nadają się do budowania obiektu dla trampkarzy niż stadionu z prawdziwego zdarzenia.