Do tej pory media obiegła tylko wersja Dobka, który rzekomo był ofiarą starszego kolegi. Budziejewski miał go obrzucić wulgarnymi epitetami i dusić za to, że bez pozwolenia skorzystał z jego łazienki (bo u niego nie było wody).
Kierownictwo PZLA schowało głowę w piasek, początkowo zaprzeczało, że w ogóle doszło do awantury. Dopiero potem przyznało, że coś było na rzeczy i ujawniło, że Budziejewski został odesłany do kraju za "niegodną postawę reprezentanta".
"Super Express" skontaktował się z Budziejewskim. Sprinter był zaskoczony tym, co podają gazety. - Z tego, co przeczytałem w mediach, to Patryk powinien leżeć w szpitalu - przekazał nam Budziejewski.
Próbowaliśmy wysłuchać także drugiej strony konfliktu, ale okazało się to niemożliwe. Krzysztof Szałach, klubowy trener Dobka, argumentował: - Kontaktu z chłopakiem nie ułatwię, bo dla 18-latka takie doznania już są wystarczającym wstrząsem.
A puenta jest taka, że sztafeta 4x400 m nie zakwalifikowała się do olimpijskiego finału. Może byłoby inaczej, gdyby w drużynie panowała zgoda.
Budziejewski dla "Super Expressu":
- Atmosfera w ekipie była już napięta od obozu w Spale... Każdy z nas chciał wystartować. Patryk Dobek często podkreślał, że jest wicemistrzem świata juniorów i jemu należy się automatyczny start w sztafecie....
Zachowania Patryka stawały się coraz bardziej prowokacyjne... W wiosce olimpijskiej sytuacja się zaostrzała... Była już noc, stałem w pokoju, gdy Patryk wszedł do łazienki, która należała do mojego pokoju. Zwróciłem mu uwagę na to, że mógłby się zapytać, czy może skorzystać z mojej łazienki. Patryk odpowiedział coś, czego nie zrozumiałem, więc stanowczo poprosiłem, by powtórzył. Wtedy dużo wyższy ode mnie Patryk stanął naprzeciw mnie, pochylił się i oparł swoje czoło o moje i cóż... doszło do szarpaniny. Z tego, co przeczytałem w mediach, to powinien leżeć w szpitalu.