Uff, kamień spadł mi z serca

2009-10-19 2:00

Odebrałem wszystkie bilety na walkę Gołoty z Adamkiem, które zamówili znajomi i przyjaciele. W ostatniej chwili, udało się załatwić jeszcze kilka dodatkowych. 30 biletów trafiło już do właścicieli. - Na więcej już nie ma szans – zapowiedziałem tym, którzy prosili mnie w ostatniej chwili o pomoc.

13 biletów z tej puli trafiło do wspaniałych bokserów: mistrza olimpijskiego Janka Szczepańskiego i pierwszego trenera Gołoty, dwukrotnego medalisty olimpijskiego Janusza Gortata (ojca Marcina - naszego gwiazdora z NBA). Janusz odebrał je osobiście, potem była okazja, żeby przez pół godziny pogadać przy kawie i powspominać początki kariery Andrzeja Gołoty.

Pamiętam jak jechaliśmy moim Maluchem do Łodzi, na pierwszy juniorski turniej Andrzeja – wspomina pierwszy trener Gołoty. - To był turniej o Srebrną Łódkę, w finale Andrzej spotkał się z Niemcem. Zaraz na początku walki, w pierwszej rundzie Niemiec walnął Gołotę nasadą rękawicy w tył głowy, faul ewidentny. W przerwie Andrzej skarży mi się. „Panie trenerze, widział pan?!”

- Oczywiście, że widziałem. Ale nie płacz, wyjdź do ringu i przy... mu” - stwierdziłem poirytowany. No i wyszedł. Rąbnął Niemca i po walce. Cały Andrzej. Trzeba było mieć do niego podejście. Dopóki byłem jego trenerem, nie przegrał żadnego pojedynku.

Pamiętam, że potem pojechaliśmy na Spartakiadę Młodzieży, na której Andrzej błyskawicznie wszystkich nokautował. I to był kłopot, bo organizatorzy, którzy chcieli mu przyznać nagrodę dla najlepszego boksera nie wiedzieli jaki poziom techniczny prezentuje Gołota.

Przed finałem zabroniłem więc Andrzejowi nokautowania przeciwnika. - Boksujesz całą pierwszą rundę lewą ręką. Znokautujesz go na jak ci powiem. Po pierwszej rundzie Andrzej pyta, już zniecierpliwiony: „Trenerze, można już?” - Można – zezwoliłem mu. No i w drugiej rundzie było po walce.

Żaden polski trener nie znał tak Gołoty, jak Janusz Gortat. Jutro dowiecie się na kogo Gortat stawia w pojedynku Gołota – Adamek.

Najnowsze