Kamila uśmiechała się przed śmiercią

2009-02-21 8:00

Trener Krzysztof Kaliszewski (37 l.) był ostatnią osobą, która w Portugalii widziała przy życiu Kamilę Skolimowską (26 l.). - Kiedy w siłowni odzyskała przytomność po zasłabnięciu, uśmiechała się i rozmawiała po angielsku z ratownikami. To była taka sama pogoda ducha, z jakiej znano ją zawsze - mówi trener.

Szkoleniowiec był również w szpitalu, do którego przewieziono Kamilę.

- Widziałem ją w szpitalu, do jej sali na krótko wpuszczono mnie i dyskobolkę Wiolettę Potępę. Byliśmy ostatnimi, którzy widzieli ją żywą. Nadal miała przebłyski świadomości, ale nie powiedziała już nic... - mówi Kaliszewski.

"Super Express": - Nie żałuje pan, że w składzie ekipy nie znalazł się lekarz?

Krzysztof Kaliszewski: - Kiedy jako zawodnik jeździłem na zgrupowania klimatyczne, lekarza w ekipie nie było nigdy. A gdyby mieli być na każdym zgrupowaniu kadry, trzeba by ich zatrudnić setkę.

- Może jednak lekarz właściwie zdiagnozowałby u Kamili bóle łydki...

- Może tak, a może nie. Bóle łydki u lekkoatletów występują bardzo często, bo używamy nóg do sportu. A ich przyczyny są różne, choćby przemęczenie. Według mnie to był wyjątkowo zły zbieg okoliczności. Wielki pech po prostu.

- Opiekował się pan Kamilą od jesieni. Był pan jej czwartym trenerem.

- I chciałem być ostatnim, tylko nie w taki sposób... Oceniałem jej możliwości jeszcze na trzy cykle olimpijskie. Zmieściłaby się w tym nawet przerwa macierzyńska. Los nie pozwolił nam dokończyć tej współpracy, w której ona świetnie się odnajdywała. Rok temu zmieniła technikę, uczyła się na nowo rzucać, a teraz w Portugalii machnęła nawet 70 metrów. Tak młoda osoba nie powinna umierać...

Najnowsze