Matty Cash, Kamil Grosicki

i

Autor: cyfrasport Matty Cash, Kamil Grosicki

Polska - Mołdawia

Polska pokonała Mołdawię, ale nadziei nie ma za grosik. A „Grosika” żal!

2025-06-06 22:39

Na cztery dni przed arcyważnym eliminacyjnym spotkaniem z Finlandią w Helsinkach, polska reprezentacja na Stadionie Śląskim w Chorzowie - po golu Matty'ego Casha - pokonała 2:0 zespół Mołdawii, który tak wiele kłopotów i przykrości sprawił nam w eliminacjach EURO 2024. Ci, którzy od czasu marcowych skromnych zwycięstw z Litwą i Maltą czekali na znaczącą poprawę stylu gry Biało-Czerwonych, musieli jednak poczuć się rozczarowani. Najaktywniejszy był ten, dla którego ów mecz zorganizowano, czyli kończący piękną reprezentacyjną karierę Kamil Grosicki.

Spis treści

  1. Turbopoczątek Turbogrosika
  2. Niezwykła „sztuczka” zestresowanego debiutanta
  3. Cash na wagę każdego grosika!
  4. Świderskiemu opaska wigoru nie dodała
  5. Zwycięstwo bez zachwytu

Turbopoczątek Turbogrosika

39 sekund od gwizdka Davida Dickinsona potrzebował Kamil Grosicki, by rozgrzać niemal do czerwoności trybuny Stadionu Śląskiego: jego strzał z 16 m - zapewne zmierzający w światło mołdawskiej bramki, został jednak przez jednego z obrońców zblokowany na rzut rożny. Do narożnika poszedł „Grosik” i… rzucił kapitalną centrę do Jakuba Modera: po „główce” pomocnika Feyenoordu zadrżała poprzeczka bramki rywali! To była 87. sekunda gry!

Robert Lewandowski uderzył pięścią w stół przed meczem Polska - Mołdawia! Wypalił o tym wprost. "Nikt z was nawet nie pomyślał o tym"

Tak „przedstawił się” zgromadzonej w „Kotle Czarownic” publice bohater piątkowego wieczoru (uhonorowany przed meczem przez Cezarego Kuleszę koszulką z numerem 95, oznaczającym liczbę występów z orzełkiem). Nic dziwnego, że choć zagrał niespełna 45 minut – taki był właśnie plan na to emocjonalne pożegnanie z reprezentacją – rozkochani w nim kibice Biało-Czerwonych parokrotnie zdążyli „wyskandować” jego nazwisko.

Niezwykła „sztuczka” zestresowanego debiutanta

Trudno zresztą było skandować personalia kogokolwiek innego w polskiej ekipie, skoro… za grosik nie było w naszej ekipie tego „haratania”, którym imponował piłkarz Pogoni. No, może z wyjątkiem Nicoli Zalewskiego, którego naturalne predyspozycje sprzyjały grze „na jeden kontakt” z Grosickim. I może jeszcze Sebastiana Szymańskiego: w 21. minucie z jego uderzeniem Cristian Avram między słupkami miał trochę kłopotów. Wykładającym piłkę był – a jakże! - „Grosik”.

Kiedy przy linii bocznej rozgrzewający się od pierwszego gwizdka Karol Świderski zdwoił wysiłki i tempo przebieżek, powinno być 1:0 dla gospodarzy. Debiutanckie nerwy tak mocno zjadły jednak Mateusza Skrzypczaka, że nie zdołał wepchnąć piłki do mołdawskiej bramki z odległości metra!

Cash na wagę każdego grosika!

Pojawienie się „Świdra” w strefie zmian przyniosło kolejny zryw Biało-Czerwonych, choć… sprowokowany błędem gości przy rozgrywaniu piłki od własnej bramki. W konsekwencji Adam Buksa w „szesnastce” obsłużył Matty’ego Casha, który posłał precyzyjnego „szczura” w długi róg! Trybuny eksplodowały radością, a pierwszy z gratulacjami przy piłkarzu Aston Villa pojawił się… oczywiście Grosicki. Turbodoładowanie wciąż niezrównane!

Kamil Grosicki ma największe wsparcie w osobie pięknej Dominiki. Ich historia to materiał na film

Zaraz potem - jeszcze przed wznowieniem gry - wszyscy Biało-Czerwoni ustawili szpaler, którym Kamil Grosicki podążył w kierunku linii bocznej. To - po ponad 17 latach od debiutu - były ostatnie jego chwile w reprezentacyjnej służbie. W drodze do tunelu wpadł w objęcia swej małżonki i córki, a Stadion Śląski raz jeszcze nagrodził go potężną owacją.

Świderskiemu opaska wigoru nie dodała

Kapitańska opaska – miast, zgodnie z wcześniejszym planem, trafić na rękę pechowca Piotra Zielińskiego – wręczona została Janowi Bednarkowi. Ten jednak w przerwie został w szatni, więc mieliśmy w Chorzowie trzeciego kapitana: na drugą połowę wyszedł z nią Świderski. Trudno jednak byłoby powiedzieć, że dodała mu ona wyjątkowego wigoru...

Głośne „Polska, Polska”, które po mniej więcej 25 minutach drugiej połowy, było wyrazem… kibicowskiego rozczarowania obrazem meczu. To goście, ośmieleni „grą na przeczekanie” w wykonaniu zawodników Michała Probierza, coraz częściej podchodzili pod nasze pole karne. I powinni wyrównać w 67. minucie, gdy przebywający na murawie ledwie od kilkudziesięciu sekund Virgliu Postolachi – chyba zaskoczony biernością Skrzypczaka i Sebastiana Walukiewicza – z 6 metrów raczej podał piłkę Marcinowi Bułce, niż soczyście uderzył na polską bramkę.

Zwycięstwo bez zachwytu

Wypada mieć nadzieję, że to, co Polacy - może z wyjątkiem aktywnego Jakuba Kamińskiego (powinien w 85. minucie podwyższyć na 2:0, po „klepce” z Krzysztofem Piątkiem) – zaprezentowali de facto przez całą godzinę po zejściu „Grosika”, było oszczędzaniem sił na Finlandię. Bo 154. drużyna rankingu FIFA wcale nie sprawiała w piątkowy wieczór wrażenia ekipy dużo słabszej. Tej oceny Polaków – nader przeciętnej – nie zmienia nawet drugi gol, zdobyty precyzyjnym strzałem zza „szesnastki” przez Bartosza Slisza. Odnotujmy, że to trzeci z rzędu występ Polaków bez straconej bramki. Nie uspokoił nas jednak przed wyprawą do Helsinek...

Polska – Mołdawia 2:0 (1:0)

1:0 Cash 29. min, 2:0 Slisz 87. min

Sędziował: David Dickinson (Szkocja). Widzów: 36357.

Polska: Bułka – Skrzypczak, Bednarek (46. Walukiewicz), Kiwior – Cash (59. Frankowski), Slisz, Szymański (46. Bogusz), Moder, Zalewski (59. Kamiński)– Buksa (74. Piątek), Grosicki (31. Świderski)

Mołdawia: Avram – Cojocaru (78. Perciun), Posmac, Babohło, Mudrac – Caimacov (86. Damascan), Rata (78. Stina), Motpan Ż (58. Platica), Ionita Ż (65. Bodisteanu), Reabciuk – Nicolaescu (65. Postolachi)

Sonda
Czy reprezentacja Polski awansuje na mistrzostwa świata 2026?
Sport SE Google News

Najnowsze