Wielki powrót wojownika

2008-08-18 8:15

Szymon Kołecki znów ma tylko olimpijskie srebro. Ale tym razem nie chciał wyrzucić medalu

Pięć tygodni temu w ogóle nie trenował. Ale zaryzykował. Pojechał do Pekinu i zdobył srebrny medal. Szymon Kołecki (27 l.) to największy wojownik w polskim sporcie.

"Super Express": - Po srebrze w Sydney płakał pan ze złości. Tym razem złości nie widać...

Szymon Kołecki: - Nie pamiętacie co się tam działo? Skręciłem kostkę, nie mogłem skończyć zawodów. A rywale byli słabsi. Tutaj Ilya był mocny, chociaż do pokonania.

- Aby go pokonać, trzeba było podrzucić 228 kilo. Możliwe?

- To był ciężar do wzięcia. Zarzuciłem go jednak na pięty, pociągnął mnie, trochę mnie przyćmiło. Jak zaczynałem wstawać, byłem przyćmiony i coraz słabszy, słabszy...

- Jest pan zły z tego powodu?

- Nie, jeszcze pięć tygodni przed igrzyskami nie trenowałem, byłem "zerowy", nie ćwiczyłem, nie wiedziałem, na co mnie stać, w żadnych zawodach nie startowałem. A na treningach nie potrafię dźwigać dużych ciężarów.

- A może ta kontuzja to był klasyczny blef, żeby zwieść groźnych rywali?

- Żaden blef. Po igrzyskach, po powrocie do kraju czeka mnie operacja kolana.

- Bolało podczas konkursu?

- Bolało. Ale co, miałem płakać? W drugiej próbie zraniłem też sobie rękę, ale przecież trzeba było walczyć dalej.

- Złoty medalista Ilin przez dwa lata się krył, nie startował...

- Cała ekipa Kazachstanu się kryła, także żeńska, która zdobyła dwa srebrne medale. Ilya twierdził, że miał kontuzję. Nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć.

- Teraz urlop?

- Chyba tak, ale to nie do końca ode mnie zależy. Trzy miesiące nie było mnie w domu. Teraz ktoś inny w domu powinien o tym zadecydować.

- Miał się pan ogolić tu na mnicha...

- Wyglądam prawie jak mnich. Bardziej już się nie dało, bo oni nie golą się maszynkami.

- Będzie jeszcze złoto w podnoszeniu ciężarów?

- W wadze 105 kg jest dwóch faworytów do złota: Marcin (Dołęga - przyp. red.) i Białorusin. Myślę, że wygra Marcin.

Najnowsze