Domaniewice, licząca kilkuset mieszkańców miejscowość pod Łowiczem, w sobotę po olimpijskim wyścigu na 1500 metrów niczym wulkan eksplodowała radością. Pod domem Bródków, w którym Zbigniew mieszka z rodzicami i żoną Agnieszką oraz córeczkami Gabrysią (2 l.) i trzymiesięczną Amelką, zebrały się dziesiątki ludzi. Były śpiewy, toasty szampanem i gratulacje.
Soczi 2014. Monika Hojnisz: Jestem z siebie dumna
- Kiedy okazało się, że Zbyszek wygrał o trzy tysięczne sekundy, ze wzruszenia nie mogłem złapać oddechu. Żona i synowa płakały z radości. A przed domem impreza. Emocje nieprawdopodobne. Szok. Całą noc mieliśmy nieprzespaną. Dzwonił nawet biskup, a ksiądz wikary przyszedł z nami cieszyć się z sukcesu syna - z dumą w głosie opowiada Bródka senior.
Prezent dla wójta
- Teraz wójt powinien mu ufundować ekstranagrodę, bo w sobotę się żenił i dostał od naszego mistrza niespodziewany, ale piękny prezent - śmieje się pani Anna, który spotykamy w sklepie spożywczym.
W Domaniewicach wszyscy znają i lubią Zbyszka.
- Spokojny, wesoły, swój chłop. Żaden gwiazdor - dodaje Gerard Graszka, strażak. Jego żona Małgorzata też przez jakiś czas trenowała łyżwiarstwo w szkolnym klubie Błyskawica, którego zawodnikiem do dziś jest mistrz. I podobnie jak Bródka - pod okiem trenera Mieczysława Szymajdy.
Pierwszy był short track
- To pan Miecio pierwszy poznał się na synu. Zbyszek miłością do łyżew zaraził się od siostry, dwa lata młodszej Asi. Zaczynał od short tracku, ale potem zaczął narzekać na kolana i przestawił się na panczeny. Uparty, zdyscyplinowany, sumienny. Tylko treningi i szkoła. Skończył studia - Akademię Wychowania Fizycznego i fizjoterapię w Opolu. Nie uznaje alkoholu, mnie goni z papierosami. Ma tylko jedną słabość: lubi sobie dobrze pojeść. Najlepiej chińszczyznę na ostro - śmieje się pan Andrzej.
Zawodowy strażak
Bródka, od 2010 roku zawodowy strażak w powiatowej komendzie w Łowiczu, trenując do startu w Soczi, wyjeżdżając na zagraniczne obozy i zgrupowania, na których spędzał większość roku, mógł liczyć na pomoc kolegów.
- Zbyszek to świetny strażak. Brał udział w ponad stu akcjach. Niejednokrotnie jako wykwalifikowany ratownik medyczny ratował ludzkie życie. U nas liczy się zespół. Koleżeństwo, gotowość do pomocy i lojalność. Dlatego musieliśmy zrobić wszystko, by dobrze przygotował się do igrzysk - zdradza komendant, brygadier Jacek Szelegowski. - A że po medal pędził jak do pożaru, to też i nasz sukces - mruga okiem szef mistrza olimpijskiego.