Żbik podrapie Stalowców

2009-01-17 3:00

Tommy Zbikowski, pochodzący z Polski futbolista, stoi przed wielką szansą awansu do finału mistrzostw świata.

Z Tommym Zbikowskim (24 l.) spotykamy się na przedmieściach Baltimore, w ośrodku treningowym Ravens. "Żbik" jest w znakomitym humorze. Na zakończenie rozmowy prosi nas, żeby pozdrowić Tomasza Adamka. - Na pewno będę oglądał jego kolejną walkę, kibicuję mu - zapewnia.

Ale na razie najważniejszy dla Zbikowskiego jest niedzielny mecz jego Ravens z Pittsburgh Steelers. Zwycięstwo w nim dałoby Krukom awans do Super Bowl (czyli finału mistrzostw świata w amerykańskim futbolu).

- Przegraliśmy ze Steelers dwa razy w sezonie regularnym, ale minimalnie: 20:23 i 9:13. Mam nadzieję, że teraz to my będziemy górą - mówi "Super Expressowi" Tommy Zbikowski.

- Rodzice będą na tym meczu?

- Tak, załatwiłem im dobre miejsca. Tata zawsze stoi przez cały mecz i krzyczy ile sił w płucach.

- Awans do Super Bowl to marzenie każdego piłkarza. Jesteś tego blisko, ale chyba przeżyłeś w NFL także przykre momenty...

- Tak, najgorzej było podczas jednego z przedsezonowych meczów. Jakiś olbrzym z przeciwnej drużyny staranował mnie i straciłem przytomność. Czułem się jak po ciężkim nokaucie.

- Czy przed meczem odprawiasz jakiś rytuał przynoszący szczęście?

- Nie. Przed walkami bokserskimi się modliłem, ale teraz tego nie robię. Boks jest inny, trzeba liczyć tylko na siebie. W futbolu masz za sobą całą drużynę.

- Masz w drużynie jakiś przydomek?

- Nie, ale kumple nie mówią do mnie po nazwisku, gdyż nie potrafią go wymówić. Może nazwą mnie "Zbik", tak jak koledzy w szkole.

- Kto jest twoim najlepszym kumplem w zespole?

- Haruki Nakamura, który tak jak ja jest obrońcą. Poza tym to także znakomity dżudoka. Mieszkamy razem na zgrupowaniach i podczas meczów wyjazdowych. Trzymamy się razem, bo jesteśmy jednymi z nielicznych w drużynie kawalerów.

- Właśnie, kiedy ty założysz rodzinę?

- (śmiech) Nie wiem. Mam dziewczynę, która mieszka w Chicago. Rzadko się widujemy, ale myślę, że jeśli ma być ze mną, to będzie. Teraz jednak najważniejszy jest dla mnie futbol.

- Zarabiasz sporo pieniędzy (1 milion 600 tysięcy dolarów w trzy lata - przyp. red.). Na co najchętniej je wydajesz?

- Praktycznie nie wydaję. Nie jestem typem, który szasta forsą na drogie ciuchy, biżuterię czy luksusowe samochody. Ciągle mam terenowego caddilaca escalade (cena od 37 tys. do 107 tys. dolarów - red.), którego kupiłem jeszcze na studiach. To prawda, mam dobrą pensję, ale nie chcę skończyć tak jak niektórzy zwodnicy, którzy zarabiali miliony dolarów, a po zakończeniu kariery zostali bez grosza przy duszy.

- Co cię najbardziej denerwuje w codziennym życiu?

- (śmiech) Ranne wstawanie, bo nie jestem rannym ptaszkiem. Pobudkę mamy o godz. 7.15, a dla mnie to środek nocy.

Nie przegap!

Ravens-Steelers na żywo w nsport niedziela w nocy 0.30

Najnowsze