- Ujęły mnie jego piękne niebieskie oczy i cholerny charakter - opowiada ze śmiechem Barbara Piątkowska. - Poraził mnie jego wzrok. Nawet i dziś mu mówię, że ma piękne oczy i niewyparzony język. Pod tym względem pasują do siebie z Justyną, bo ona pyskuje bez przerwy.
Przeczytaj koniecznie: Kowalczyk: Chciałam złota tak jak Bjoergen
Poznali się w Moskwie w roku 1979, gdzie obydwoje byli na studiach doktoranckich. Ona z nauk pedagogicznych po poznańskiej AWF, on - z trenerki ze specjalnością biatlonu, po dyplomie w stolicy Kazachstanu, Ałma Acie.
- Połączyła nas miłość do nauki, bo poznaliśmy się w bibliotece, gdzie Alek bywał bardzo często - wspomina doktor Piątkowska. - On podjął decyzję o małżeństwie jeszcze w tym samym dniu, w którym mnie poznał. Mnie zajęło to więcej czasu.
Opiekun Justyny Kowalczyk i mąż pani Barbary jest z pochodzenia Białorusinem. Urodził się w Finlandii, gdzie trafili jego rodzice, a większość młodych lat spędził w Kazachstanie. Ślub Barbary i Aleksandra odbył się w roku 1981. Dwa lata później para doktorska osiedliła się w Polsce. Najpierw w Gorzowie Wielkopolskim, w hotelu asystenckim. A potem i do dziś, w Wałbrzychu, gdzie Barbara Piątkowska załatwiła mężowi pierwszą pracę z biatlonistami, w Górniku Wałbrzych.
- Przyjechał do Polski nie wiedząc, czy uda mu się podjąć tutaj pracę i nie znając naszego języka. Ale nauczył się go sam. Bo w ogóle nie lubi być uczony przez kogoś innego. Taka męska Zosia-Samosia - wyjawia żona.
I dodaje, że ich charaktery różnią się jak ogień i woda. Ona spontaniczna, on - stonowany i spokojny.
- A jak już coś robi, to dobrze i do końca. W pracy zawodowej i w domu. Jego trenerskie osiągnięcia to efekt tytanicznej pracy i wiedzy. I oczywiście talentu Justyny. Ona także bardzo lubi pracować - mówi pani Barbara..
Zobacz koniecznie: Powitanie mistrzyni: Justyna Kowalczyk jest już w Polsce! (ZDJĘCIA!)
Aleksander Wierietielny przez 300 dni w roku przebywa poza domem. Jego śladem poszła córka, Matylda (21 l.). Tak jak ongiś rodzice - podjęła studia za granicą, aż w Albuquerque w USA. Pani Barbara musiała przyzwyczaić się do "rozjeżdżonego" trybu życia rodziny. Tak jak do porzucenia weekendowych wypadów na narty do nieodległej Szklarskiej Poręby.
- I córka, i ja radzimy sobie na stokach, nie jesteśmy narciarskimi kalekami. Tylko minęło już kilka lat od mojego ostatniego zjazdu. I narty rdzewieją... - opowiada Barbara Piątkowska.