Złoty Leszek

2008-08-19 9:30

Blanik skoczył "Blanika" i wygrał.

Hurra, mamy kolejne złoto! Tym razem w gimnastyce. Zdobył je Leszek Blanik (31 l.). To pierwszy w historii złoty medal olimpijski dla Polski w tej dyscyplinie sportu.

Blanik w finale najpierw skakał "Blanika" i wykonał ten swój skok znakomicie.

- Powiedzmy sobie szczerze: załatwiłem sprawę, czyli medal, właśnie tym pierwszym skokiem. Wyszedł mi bardzo dobrze. Zresztą prawie zawsze skaczę go bardzo wysoko i mam dobre lądowania - mówił tuż po konkursie.

W drugim skoku Polak wykonywał skok zwany "Tsukuharą" (od nazwiska japońskiego gimnastyka, który wykonał go jako pierwszy). Tym razem poszło mu trochę gorzej.

Ugiąłem nóżki

- Byłem pełen obaw, bo nie wiedziałem, czy iść bardzo mocno, ryzykować, czy troszkę kalkulować. Zadrżałem odrobinę, ugiąłem nóżki przy lądowaniu i prawie upadłem. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym się wywrócił - zwierzał się po konkursie Blanik.

Finał był pełen dramatów. Polak zdobył olimpijskie złoto, chociaż uzyskał za dwa finałowe skoki identyczną sumę punktów, co Francuz Bouhail (po 16.537, o złocie Blanika przesądziła wyższa nota "cząstkowa" od jednego z arbitrów). Reprezentantowi Polski wymarzone złoto mógł także odebrać skaczący jako ostatni Rumun Dragulescu. Trzykrotny mistrz olimpijski najpierw wykonał fenomenalnie skok, za który dostał ocenę aż 16.800. W drugim jednak za bardzo zaryzykował, wykonywał skok o rekordowej skali trudności i wylądował prawie na brzuchu.

Co się myśli na podium

- Dragulescu to fantastyczny skoczek, trzykrotny mistrz olimpijski. Ja tylko prosiłem Boga, żeby medale rozdał według zasług. A już na podium pomyślałem sobie: "Ciekawe, dlaczego Ten U Góry akurat w ostatnich miesiącach pozwolił mi aż trzykrotnie stanąć na najwyższym podium w ważnych imprezach? Dlaczego akurat w tym roku, skoro do medali dobijałem się 12 lat?!". Takie to właśnie myśli przelatują człowiekowi przez głowę, kiedy słucha hymnu - zdradził nasz mistrz olimpijski.

Medal dla Arturka

W dniu konkursu nic nie zapowiadało tak szczęśliwego zakończenia.

- To była prawie katastrofa. Obudziłem się z rana ze straszliwym bólem głowy. Na szczęście trener dał mi jakieś lekarstwo - opowiadał Blanik.

Po konkursie mistrz olimpijski wycałował przed telewizyjnymi kamerami zdjęcie swego synka Artura.

- Pierwszy raz wziąłem to zdjęcie ze sobą, ponieważ wierzyłem, że zdobędę medal. To złoto jest także dla Arturka - opowiadał Blanik, który podkreślał, że w tym jego wielkim sukcesie jest olbrzymia zasługa ojca i całej rodziny.

- Marzyłem, żeby uszczęśliwić tym złotym medalem rodzinę i wszystkich Polaków, dać im olbrzymią radość. Gdyby mi się nie udało go zdobyć, ja bym sobie z tym niepowodzeniem poradził. Ale trudno byłoby mi żyć z myślą, że zawiodłem wspaniałych polskich kibiców - mówił rozradowany.

Najnowsze