W lipcu 2009 r. zerwał ścięgno Achillesa i lekarze stwierdzili, że czeka go półroczna rehabilitacja. - Wszystko przebiegło zgodnie z planem, pod koniec stycznia minie 6 miesięcy i właśnie wtedy powinienem wrócić do gry. Nie mogę się już tego doczekać - przyznaje siatkarz włoskiego klubu Lube Banca Macerata.
Trenuje coraz mocniej na boisku, zaczyna też skakać, w czasie zajęć kilka razy może nawet zaatakować piłkę na siatce. Dochodzi do formy po okresie wzmożonej rehabilitacji, której głównym elementem były zajęcia na basenie. I to stanowiło pewien problem dla polskiego przyjmującego...
- Bo nie znoszę wody, a musiałem spędzać w niej długie godziny, cztery razy w tygodniu - tłumaczy Świderski. - Najpierw zanurzony prawie po szyję, w kolejnym etapie woda sięgała mi do pasa, a dopiero pod koniec terapii przykrywała tylko stopy. Wtedy było najlepiej - śmieje się siatkarz Maceraty.
Niedawno w klubie zasugerowano mu, żeby na początek spróbował sił jako libero, ale nasz gracz wolał nie ryzykować. - Pewnie, że mniej się skacze, ale miałem obawy przed gwałtownymi zmianami kierunku w czasie gry. Najpierw chcę poczuć, że jestem w stanie wytrzymać cały mocny trening z grupą. Potem wrócę od razu na swoją pozycję - zapowiada.
Ale uraz prędko mu z głowy nie wyjdzie. - Ten Achilles nie da mi już o sobie zapomnieć - uważa Świderski. - Pozostanie ślad w psychice i na pewno będę odczuwał różne dolegliwości z nim związane. Ostatnio zauważyłem, że ścięgno odezwało się podczas lotu samolotem, reaguje też na zmiany pogodowe, trochę mi wtedy sztywnieje noga, ale to są drobiazgi. Najważniejsze, że będę mógł normalnie grać - cieszy się "Świder".