Wilfredo Leon od lat uchodzi za jednego z najlepszych siatkarzy na świecie, a swoją wartość udowodnił już też w reprezentacji Polski. Z nią wciąż czeka na sukces na igrzyskach olimpijskich, a być może ostatnią szansę będzie miał właśnie w tym roku. Pod koniec lipca w Paryżu ruszy olimpijski turniej, na którym przyjmujący urodzony na Kubie ma być jednym z liderów Biało-Czerwonych. Widać to nawet po ostatnich meczach Ligi Narodów, w których Leon wreszcie pojawił się na parkiecie po wyleczeniu urazów z klubu. Kilka tygodni temu występy 30-latka w kadrze stały pod znakiem zapytania, ale obecnie mało kto wyobraża sobie drużynę Nikoli Grbicia bez niego. Na całe szczęście siatkarz poradził sobie z największymi problemami zdrowotnymi.
- Zdrowie w tym momencie pozwala mi grać. Każdy sportowiec ma dni, kiedy jesteś przytłumiony, bo w mięśniach coś jest ponapinane i źle się czujesz. Mnie też się to czasem zdarza. To nie jest coś dramatycznego, to mija. Najważniejsze, że nie biorę już leków przeciwbólowych. I to jest już wielki plus - powiedział Leon przed finałowym turniejem Ligi Narodów, cytowany przez Sport.pl. Pierwszy raz tak szczerze opowiedział, przez co przechodził na początku zgrupowania kadry.
- To problem, ale nie ogromny. Było trochę strachu, bo czasem brakowało mi pewności siebie. Jedna część mnie cały czas chciała robić wszystko na 100 procent, ale druga wstrzymywała i mówiła, że lepiej na 90, bo może coś się stanie. Na zgrupowaniu w Spale przez chwilę nie skakałem, ale nie miałem problemu z tym, żeby wyskoczyć wysoko, tylko z lądowaniem. Mówiłem sobie "Dobrze, to dzisiaj 50 centymetrów, jutro 60" i tak powoli. Zrobiłem z tego proces wracania do pełnego skakania bez presji, że problemy wrócą i to pomogło - opisał siatkarz, który potrzebuje też regularnych masaży uda. Bez nich zdarza mu się odczuwać ból kolana.