Se.pl: Strasznie ciężko wam szło.
Paweł Papke: Nieważne, jak idzie, ważne, jak się kończy. Wygraliśmy jako jedyni z polskich zespołów w Lidze Mistrzów.
Patrząc na grę Asseco Resovii ma się ostatnio dziwne wrażenie, że co parę piłek na boisko wychodzą dwie różne drużyny. Kilka świetnych zagrań i seria fatalnych, znów skok w górę i znów w dół.
Nie da się grać cały czas równo.
Ależ da się. Od zawodników tak doświadczonych jak pan, Gierczyński, Wika, Grzyb czy Ignaczak można tego oczekiwać. A tymczasem w polskiej lidze... najpierw w kompromitującym stylu przegraliście dwa sety z AZS Olsztyn, żeby potem trzy następne i cały mecz wygrać. Co się dzieje?
Hm, sami nie wiemy. Potrafimy grać dobrze, ale czasem coś się na krótko zacina.
Chodziły słuchy, że w okresie przygotowawczym trener Ljubo Travica dał wam strasznie w kość, że ćwiczyliście po 5-6 godzin, a potem szliście do siłowni. I tak na zmianę...
Jesteśmy do sezonu dobrze przygotowani. Może czasem nieco brak nam świeżości, ale to przyjdzie.
Czy po trudnym początku w Lidze Mistrzów dalej będzie łatwiej?
Nie sądzę. I turecki Sehir Stambuł z Bułgarem Stojkowem i Amerykaninem Millarem, i Paris Volley, gdzie gra nasz Marcel Gromadowski, to nie są drużyny, które łatwo oddają wygraną. Pewnie znowu przyjdzie się pomęczyć. Chociaż tych pięciosetówek to mamy już dosyć, więc trzeba będzie coś wygrać krócej.