Czyżby po zakończeniu kariery reprezentacyjnej musiała szukać nowego źródła zarobku? Nic z tych rzeczy. "Maggie" postanowiła pomóc mężowi Roberto Mogentale, który jest menedżerem Daco Milano - włoskiej firmy zajmującej się sprzedażą biżuterii.
- Nie muszę dorabiać w jubilerskim fachu, żeby mieć na chleb - uspokaja Glinka. - To zajęcie przynosi mi frajdę, podjęłam się go z miłości do męża, który nie wyobrażał sobie, by ktoś inny stał się twarzą firmy - opowiada siatkarka, stojąc na tle olbrzymiego plakatu ze swoją podobizną. Smukła, wysoka zawodniczka prezentuje się na nim niczym modelka.
- Ja modelką? Bez przesady, po prostu czasem lubię się poczuć jak kobieta z krwi i kości - wyjaśnia. - Taka w fajnej kiecce i z piękną biżuterią, a nie spocona, tarzająca się po parkiecie. Niech kibice poznają mnie też z innej strony.
Glinka zapowiedziała koniec kariery reprezentacyjnej po Pekinie. Teraz nie jest już taka pewna, mimo że ma co robić w nowej roli. - Nie chcę się zarzekać, może po przerwie znowu nabiorę ochoty na grę w kadrze, ale tylko ja wiem, ile to kosztuje wyrzeczeń - podkreśla. - Czuję w kościach siatkówkę, nawet teraz, gdy na targach jubilerskich w Warszawie stoję przed witryną z naszymi produktami.
Nasze "Złotko" promuje głównie wyroby ze srebra w cenach do ok. 400 euro, a ich cechą wyróżniającą jest cienka tasiemka z tego kruszcu. - To nasz znak firmowy - mówi siatkarka. - Chwalimy się nim, a poza tym podkreślamy, że produkujemy wszystko we Włoszech. Nie znajdzie się u nas nalepki "made in China".
Czy któraś z koleżanek z kadry zgłosiła się już do "Maggie" na zakupy? - Zachęcałam do tego dziewczyny, przynajmniej mogą być pewne, że dostaną dobrą cenę - śmieje się Glinka.