Zaksa pokonała włoskiego rywala 3:0 w finale najbardziej prestiżowego europejskiego pucharu, a jej przyjmujący zadziwiał akcja po akcji. 27 pkt, 74 procent skuteczności ataku – takich liczb nie „wykręca się” na co dzień, a już na pewno nieczęsto w tak ważnych okolicznościach. Dwanaście miesięcy wcześniej Grbić był architektem pierwszego sukcesu kędzierzynian w LM, po czym odszedł pracować w Perugii. Dzisiaj niezwykle docenia, to co zrobił jego poprzedni klub. – Nie można myśleć w ten sposób, że skoro wygrało się poprzednio, to nie ma niespodzianki w przypadku powtórki. Otóż właśnie triumf rok po roku w tak prestiżowym turnieju stanowi ekstremalnie trudne zadanie. Możemy sobie teraz gdybać, że w ćwierćfinale Zaksa nie zmierzyła się z Dynamem Moskwa (walkower z powodu wykluczenia Rosjan – red.), a w półfinale trafiła na mające problemy Jastrzębie. Tak czy inaczej, uważam, że kędzierzynianie w pełni zasłużyli, by znaleźć się w finale i by wygrać – mówi „SE” Grbić.
Serb może sobie przypisać pewną część zasług. Nie jest tajemnicą, że budował obecny skład Zaksy długo przed startem sezonu 2021/22, a potem wypadki potoczyły się tak, że opuścił Kędzierzyn.
– Oczywiście nie mogę powiedzieć, że to moja robota, ale miałem udział w pewnej niewielkiej części – przyznaje Grbić. – W ubiegłym roku zdobyliśmy złoto Ligi Mistrzów, wygrywając najważniejszy europejski puchar dla Polski po ponad 40 latach. W ćwierćfinale graliśmy przeciwko Lube Civitanova, które było faworytem numer jeden, potem odprawiliśmy innego silnego rywala w postaci Zenitu Kazań. Po drodze pokonaliśmy mnóstwo trudności. To był wielki sukces. I on dał dodatkową moc oraz pewność siebie tej nowej drużynie. Gracze nabrali przekonania, że mają wystarczającą jakość, by takich rzeczy dokonywać – uważa Serb i dodaje:
– Tę pewność dało się zauważyć, ja ją u nich widziałem jak na dłoni w meczu finałowym. Cieszę się, że byłem jednym z ogniw procesu, który doprowadził Zaksę do tego miejsca. Mój wkład jest jednak malutki. Dali sobie świetnie radę także beze mnie – zastrzega serbski trener, który za chwilę wielu starych znajomych z Zaksy spotka na szlaku reprezentacyjnym. Jednym z nich będzie Semeniuk, który nie pierwszy raz okazał się suwerenem Zaksy w sezonie klubowym, a w kadrze dopiero debiutował w ubiegłym roku, między innymi na igrzyskach. Widać było jednak u niego reprezentacyjną tremę i nie może zaliczyć kadrowego sezonu do szczególnie udanych.
Wiemy, ile zarobiła ZAKSA za wygranie Ligi Mistrzów! Wywalczyli fortunę
Grbić od początku pracy w Polsce w 2019 roku miał o „Semenie” jak najlepsze zdanie.
– Kiedy przyszedłem do Zaksy i zobaczyłem go na treningu pierwszy raz, pomyślałem: o rany, chłopie, skąd ty się wziąłeś? Czemu nikt o tobie wcześniej nie słyszał? – wspomina Grbić w rozmowie z „SE”. – Z miejsca ujrzałem u niego jakość. Widać było, że myśli zanim zaatakuje, a kiedy dostawał jakieś polecenia, natychmiast je realizował. I od samego początku był niezwykle ułożony. Ma uniwersalne umiejętności techniczne, daje sobie świetnie radę wszędzie, w przyjęciu, bloku, zagrywce, ataku. Jest niezwykle pracowity. I było jedynie kwestią czasu zanim nabierze doświadczenia i zbuduje stabilność. Bardzo cieszę się, że stał się tym kim jest i został MVP finału Ligi Mistrzów po wybitnym meczu.
Joanna Wołosz i jej koleżanki dostaną ćwierć miliona euro
A jak to się przełoży na reprezentację? – To będzie dla niego olbrzymie nowe doświadczenie, szansa nabrania jeszcze większej pewności siebie. To nie jest typ faceta, który przyjedzie na zgrupowanie i będzie się puszył w stylu „Wiecie kim jestem?” – komentuje selekcjoner.