- Nie widzę powodu, byśmy mieli się kogokolwiek bać. I Rosjan da się pokonać - mówił w trakcie mistrzostw Europy Michał Kubiak (23 l.). Mało kto brał poważnie słowa debiutanta, a trener Andrea Anastasi (51 l.) podkreślał nawet na każdym kroku, że Rosja jest nie do ruszenia. Nie tylko okazała się do ogrania, ale nie zdobyła żadnego medalu!
Los bywa nieprzewidywalnym reżyserem, bo przecież wielka polska kombinacja podczas ME (celowa przegrana ze Słowacją w grupie) służyła temu, by na Rosję wpaść najwcześniej w finale. Tymczasem biało-czerwoni trafili na najbardziej niechcianego przeciwnika w walce o 3. miejsce ME. A przecież po przegranym 0:3 półfinale z Włochami Polacy mogli się dodatkowo podłamać, wiedząc, że w niedzielę czeka na nich "sborna"
Nasi wyszli jednak odmienieni, jakby naprawdę mieli jeszcze coś do udowodnienia w tej imprezie. Bartosz Kurek (23 l.), który z Włochami dosłownie nie istniał i po spotkaniu w szatni przepraszał trenera Anastasiego i kolegów, przeciwko Rosji zagrał z nową energią i jak na lidera przystało. Już w pierwszym secie miał na koncie 10 pkt - o 3 więcej niż w całym meczu z Italią.
Polacy gryźli parkiet, jakby zależało od tego ich życie, a to, co wyprawiał w ataku i na linii zagrywki Jakub Jarosz (24 l.), było jak z innej bajki.
W końcówce meczu Rosjanie nie wiedzieli już o co chodzi. Walczący jak lwy Polacy odebrali im ochotę do gry. Po ostatniej piłce, którą kończył Kurek, nasi cieszyli się, jakby właśnie obronili tytuł mistrzów Europy.
- Dziękujemy za wsparcie, graliśmy dla was! - krzyknął na koniec Kurek do kilku tysięcy polskich fanów w Wiener Stadthalle.