„Super Express”: – W którym momencie poczułaś, że macie brąz?
Agnieszka Korneluk: – Dopiero po ostatnim gwizdku, bo wcześniej przez sekundę wydawało się jednak, że Amerykanki wyrwą nam ten medal. Zachowałyśmy zimną krew. Nie wiem jak, ale udało nam się wygrać tego tie-breaka.
– Było dużo wahań w meczu USA, traciłaś w pewnych momentach nadzieje, że się wam uda?
– Nie, ani przez chwilę. Jestem osobą myślącą pozytywnie, czasem może naiwnie, ale zawsze do końca wierzę, że będzie dobrze.
– Jak ważne to dla ciebie osiągniecie osobiście, a jakie ma znaczenie dla kadry?
– I dla mnie, i dla kadry to ogromny wyczyn. Żadna z nas nie ma w dorobku takiego medalu. I żadna nie pamięta takiej Ligi Narodów, czy nawet wcześniej, gdy rozgrywki nazywały się World Grand Prix, by grać na tak dobrym poziomie i umieć pokonać światowe potęgi. Wydaje mi się, że jeszcze chyba nie do końca rozumiemy jak wiele zrobiłyśmy
„Żyjemy chwilą!”. Olivia Różański przeszczęśliwa
– Co jest największą wartością dla drużyny po całej kampanii Ligi Narodów?
– Pokazałyśmy, że już nie tylko dobijamy się do światowej czołówki, dopiero walczymy o wejście do niej, ale potrafimy już wygrywać z potęgami. Nie jest oczywiście tak, że jedna wygrana na przykład z Chinkami coś nam zagwarantuje, bo możemy równie dobrze nie dać im rady w kolejnym meczu, tak jak to się stało w półfinale w Arlington. Czujemy jednak, że idziemy w dobrą stronę.
– W czym nastąpił największy progres w stosunku do poprzedniego sezonu, co działa lepiej, z czym macie mniej problemów?
– Najważniejsze jest to, że mamy coraz większą pewność siebie, że wierzymy, iż da się wygrać z zespołami do tej pory lepszymi od nas. Wiemy, że mamy umiejętności, by z nimi się bić. Strefa mentalna drużyny jest na innym poziomie, ale także każda z nas indywidualnie zrobiła jakościowy przeskok pod względem technicznym. To także ma wpływ na cały zespół. Najważniejsze jest to, że cała ta układanka teraz do siebie pasuje. Każdy zna swoją rolę w drużynie i wykonuje ją najlepiej jak potrafi.
– Jak wpłynie cykl Ligi Narodów na dalszą część sezonu, poczułyście się jeszcze mocniejsze niż przedtem?
– Jeśli w Lidze Narodów wygrywamy tyle meczów, to oczywiście czujemy się coraz mocniejsze. Zdajemy sobie sprawę, że wchodzimy do światowej czołówki, po tych rozgrywkach widzę same plusy.
– Po raz któryś pokazałyście, że umiecie grać z USA, w trzech ostatnich meczach były dwie wygrane i minimalna porażka 2:3. Jak to się przełoży na wasze starcie w kwalifikacjach olimpijskich we wrześniu w Łodzi?
– Amerykanki grały w rundzie zasadniczej Ligi Narodów bardzo dobrze, przegrały tylko dwukrotnie. W każdym meczu turnieju finałowego widać było, że liczą się małe szczegóły i że na najwyższym poziomie wszystko się może zdarzyć, czego najlepszym dowodem był nasz tie-break. To pokazuje, że by częściej wygrywać z najlepszymi, z drużynami na poziomie USA, musimy dalej wytrwale nad sobą pracować.