- Koledzy z Zaksy uprzedzili cię już, że z De Giorgim nie będzie lekko?
- Uprzedzili, ale i tak nie spodziewałem się, że w kadrze czeka mnie relaks. Słyszałem opowieści o długich i męczących treningach u "Fefe". Ale to dobrze. Jestem w takim momencie kariery, że potrzebuję jak najwięcej trenować i rozwijać się pod okiem tak dobrego szkoleniowca.
- Czego oczekuje od ciebie włoski trener?
- Nie rozmawialiśmy jeszcze na temat mojej roli. Myślę, że czeka na to, jak się zaprezentujemy na zajęciach, dopiero zaczynamy w Spale pracę z piłką. Pewnie zobaczy, kto jest w jakiej formie, a potem nastąpi selekcja.
- Dwutygodniowy urlop po lidze się udał?
- Pojechałem w końcu na długo wyczekiwane wakacje. Prażyłem się w ciepłym klimacie Dominikany, odpocząłem, wygrzałem na słońcu.
- Takie zresetowanie pomoże w pracy podczas obozu?
- Na pewno się przyda. Harówki się nie boję, po to tu przyjechałem. Tak wygląda kariera, trzeba zasuwać, żeby być dobrym. Będę cierpiał na zakwasy, ale na pewno nie stanę się z tego powodu smutny. Jeśli będzie ciężko, to znaczy, że powinny przyjść dobre efekty. Rezultaty klubowe De Giorgiego pokazują, że to szkoleniowiec z wynikami. Jestem dobrej myśli przed sezonem reprezentacyjnym, sądzę, że tu też będzie w porządku. Powinien poza tym zadziałać czar nowego selekcjonera, tak zawsze było po zmianie na tym stanowisku.
- W czasie sezonu ligowego wyskoczyłeś kiedyś w meczu na ponad 380 cm. Planujesz w Spale bicie swojego rekordu?
- Jestem tu, żeby dobrze grać, a nie bić rekordy. Chociaż może jakby mi nie wyszło w siatkówce, przerzuciłbym się na skok wzwyż? Na pewno może mi pomóc mocniejsza praca siłowni, potrzebuję stabilizacji organizmu w czasie skoków.
- Ile skoków wykonujesz przeciętnie na treningu?
- Od stu do dwustu.
- Masz siłę samemu zejść z parkietu i wrócić do domu o własnych siłach?
- Nie jest tak źle, a poza tym mieszkam na pierwszym piętrze.