Super Express: - Jak pani przyjęła to wyróżnienie, bo to chyba pierwsze w tak dużej imprezie?
Martyna Łukasik: - Zdecydowanie tak, a smakuje jeszcze lepiej, bo zdobyłyśmy również brązowe medale. Indywidualne wyróżnienie odbieram jako nagrodę dla całego zespołu. Wykonałyśmy kawał dobrej roboty, a bez dziewczyn i całego sztabu nie byłoby nagrody. Dla mnie to potwierdzenie, że siatkówka była dobrym wyborem w życiu i powinnam dalej ciężej pracować. Każdy chce iść do przodu i piąć się do góry, i ja też od siebie tego wymagam. W pierwszej kolejności od siebie, a później od innych.
- Poszła pani do przodu z formą pod skrzydłami trenera Stefano Lavariniego i to chyba nie przypadek. Co takiego zrobił ten szkoleniowiec?
- Trener ma świetne podejście pod względem mentalnym do drużyny, a jednocześnie potrafi nas przygotować pod względem techniki. Pracowałyśmy bardzo ciężko, ale każdy jego trening ma sens i czemuś służy, a trener daje nam wiele wskazówek technicznych. Zachęca nas do podejmowania odważniejszym decyzji na boisku, bo właśnie na treningach musimy to wypracować.
- Czego trener nauczył dojrzałe już zawodniczki pod względem techniki?
- Czasami są to najprostsze uwagi o których w czasie gry się zapomina. Na przykład: „Podnieś bark przy przyjęciu”, „Ręce dalej od ciała kiedy przyjmujesz”. Gdy usłyszę to od trenera, to zastanawiam się błyskawicznie na boisku w czasie gry, czemu przyjęcie mi nie wyszło. Jedno krótkie hasło i od razu skupiam się na tym zagraniu i to wszystko działa, co mówi trener.
- Do wyróżnienia indywidualnego otrzymała pani całkiem fajny załącznik, bo 10 tys. dolarów. Chyba się przydały przed wakacjami?
- To na pewno będzie miły wydatek, ale moje wakacje w tym roku trwały... pięć dni. Wystarczyło czasu, żeby pospacerować z Juniorem (pies rasy boston terrier- red) po plaży, spotkać się z rodziną i przyjaciółmi przy grillu i trzeba było przyjechać na zgrupowanie do Szczyrku. Pieniędzy nie zamierzam szybko wydawać, bo odkładam na jakąś większą inwestycje.
- Przed wami kolejne wielkie i ważne imprezy – już 15 sierpnia zaczną się mistrzostwa Europy, a we wrześniu turniej kwalifikacyjny do igrzysk. Wystarczy sił?
- Jest dużo grania w tym sezonie. Liga Narodów była ciężką imprezą, ale w dwóch kolejnych mamy swoje cele i oczekiwania. Nie zamierzamy narzekać, ale chcemy robić swoje i ciężko pracować. Ten zespół ma taką mentalność, że lubi pracować. Wierzę, że nasza siła będzie tylko rosnąć, a najbliższe 2-3 tygodnie pozwolą nam dobrze przygotować się do ME.
- Który turniej będzie ważniejszy – mistrzostwa Europy czy kwalifikacje do igrzysk olimpijskich?
- Trzymam się tego, co powiedział trener, że mamy się koncentrować na tym co przed nami. Podchodzę ze skupieniem do każdego meczu i z nastawieniem, że każdy jest ważny i chcę go wygrać.
- Ale gdybym w jednej ręce trzymał medal ME a w drugiej bilet do Paryża, to co pani wybierze?
- Ciężki orzech do zgryzienia (śmiech). Wiadomo, że zawsze chce się medalu, ale marzeniem każdego sportowca jest udział w igrzyskach olimpijskich. Dlatego, jeśli mam wybierać to biorę… obie rzeczy. Całe szczęście i ważne, że te imprezy są przed nami i wierzę, że możemy dużo pokazać. Wiem, że nie będzie łatwo, ale wiara w zespół rośnie z każdym dniem.
- Co ważne, to chyba możecie być mocniejsze personalnie? Mam na myśli powrót kontuzjowanych zawodniczek.
- Zdecydowanie tak. Jeśli trener ma większy wybór, tym lepiej przy dużej liczbie meczów. Trochę nam się posypało tych kontuzji przez Ligą Narodów. Nie wiem jak dokładnie wygląda sprawa z dziewczynami, które miały urazy, ale wierzę że Joasia Wołosz, Zuza Górecka i Kamila Witkowska szybko wrócą do zdrowia i do kadry.