"Super Express": - Pojawiają się głosy, że nie poradzi pan sobie z kadrą.
Jerzy Matlak: - Śmieszą mnie, ale co mam robić?! Od dawna prowadzę nasze zespoły w europejskich pucharach, od siedmiu lat regularnie gram w Lidze Mistrzów. Czy dam sobie radę? Proszę się o mnie nie martwić!
- Będzie rewolucja w reprezentacji?
- Jaka rewolucja? Nie mam nawet takich możliwości, jak Andrzej Niemczyk, który po objęciu kadry wziął sobie młodziutkie Mróz i Skowrońską...
- Jest kilka młodych zdolnych. Zuzanna Efimienko, Berenika Tomsia, Maja Tokarska...
- Ale to są dziewczyny na środek, a nam brakuje przyjmujących po rezygnacji Świeniewicz i Glinki. To wina Marco Bonitty, którego nie interesowało podniesienie poziomu polskiej siatkówki, a tylko sukces z pierwszą drużyną. Zresztą pod koniec pracy już tylko osłabiał reprezentację.
- Powinno się karać siatkarki, które nie chcą grać w reprezentacji?
- To bzdura. W kadrze trzeba chcieć grać. To, co zrobiono z Anką Barańską (zawieszona za odmowę gry w drużynie narodowej - red.), to był skandal. Zrobiono z niej jakiegoś odszczepieńca, a później wyszła na idiotkę. Tak nie można. A przecież wiadomo było, że ona nie tyle nie chce grać w reprezentacji, co nie chce współpracować z niektórymi ludźmi...
- Pan nie będzie przekonywał siatkarek do gry w kadrze?
- Na pewno nie. Powysyłam zaproszenia na zgrupowanie i koniec.