"Super Express": – Jeszcze niedawno mówienie o podium siatkarek w ME byłoby nierealne, teraz takie marzenie nabiera kształtów?
Małgorzata Glinka: – Drużyna ma o wiele większe doświadczenie w rywalizacji międzynarodowej, niektóre nasze siatkarki mają codzienny kontakt z wysokim poziomem, nie tylko w reprezentacji. To jest kluczowe, że są obyte w świecie, z tego korzysta kadra. Z poziomu gry można być zadowolonym, fajnie się dziewczyny zaprezentowały z Serbkami w kwalifikacjach olimpijskich. Ten mecz spowodował, że wzrosły apetyty i oczekiwania, nie tylko kibiców, ale przede wszystkim samych zawodniczek, które jeszcze bardziej uwierzą w swoje możliwości. To daje nadzieję, że w mistrzostwach Europy zagrają w strefie medalowej.
– Polki powinny bez problemu wyjść z grupy, ale w pewnym momencie zaczną się schody...
– Już na etapie ćwierćfinału lub półfinału, ale lepiej myśleć o każdym kolejnym meczu, nie wybiegać zbyt daleko do przodu. Widziałam polską drużynę w naprawdę dobrej dyspozycji raz z Serbkami. Jeśli zagrają na tym poziomie, mogą się znaleźć w strefie medalowej.
– Tylko czy to możliwe w dłuższym dystansie turniejowym, skoro nasze dziewczyny potrafią grać bardzo nierówno?
– Okres przygotowawczy ma czasem takie fale, ale praktyka dowodzi, że liczy się to, co pokaże zespół w imprezie docelowej. Najlepszym przykładem jest Michał Kubiak i kwalifikacje olimpijskie, w których zagrał świetnie, a jeszcze tydzień wcześniej narzekano na jego formę. Siatkarki czeka teraz weryfikacja pięcioletniej pracy trenera Nawrockiego, który dostał duży kredyt zaufania. Obejmował reprezentację w fatalnym momencie i w kiepskim stanie. Po „Złotkach” było dno. Ciężko było się podnieść. Trenerowi pomogło między innymi to, że kilka zawodniczek wyjechało za granicę i stały się zupełnie innymi siatkarkami.
– Grające we Włoszech Smarzek, Wołosz i Kąkolewska mają zbawienny wpływ na zespół?
– Drużyna ma inną duszę. To jest zdrowa, profesjonalna mentalność oparta na waleczności, niepoddawaniu się, odwadze. Koleżanki patrzą na nie i widzą, że tak się da. Są z tego same plusy, zresztą przez całe życie namawiałam młode siatkarki, o ile chcą się rozwijać, do wyjazdu za granicę.
– Co się pani najbardziej podoba w kadrze siatkarek, a co wymagałoby poprawy?
– Podoba mi się, że dziewczyny walczą i nie odpuszczają, gdy rywalki zdobywają przewagę. Nie podoba mi się, że czasem ciężar gry spoczywa na jednej zawodniczce.
– Malwina Smarzek jest jednak wielką gwiazdą...
– Miewałam mecze, w których wszystkie piłki leciały do mnie i je kończyłam, a mimo to nie wygrywałyśmy. Nie ma szans, żeby z dobrą drużyną wygrała jedna siatkarka. Kiedyś to się mogło udać, w dzisiejszej siatkówce nie. Oczywiście, w ważnych momentach stawiajmy na nią, ale nie przez cały mecz.
– Smarzek była najjaśniejszą gwiazdą Ligi Narodów. Zabłyśnie też w mistrzostwach Europy?
– Ma szansę powtórzyć to, co zrobiła i bardzo jej tego życzymy. Jeśli Malwina dostanie nagrodę w tym turnieju, to przecież będzie znaczyło, że Polkom poszło doskonale. Mam takie poczucie, że nie tylko stać nas na sukces, ale na niego zasługujemy po latach posuchy. Teraz możemy czegoś już oczekiwać od tego zespołu, wcześniej nie mieliśmy prawa wymagać zbyt wiele. Jestem przekonana, że dziewczyny też same sobie chcą udowodnić, że poszły w górę. Nie po to całe lato jeżdżą na reprezentację z dala od rodzin, żeby teraz zagrać kichę.