- To będzie wielki powrót wielkiej gwiazdy?
- Jaki tam wielki powrót, przecież ja muszę wręcz walczyć o miejsce w składzie na mistrzostwa świata. Poprzednio miałam łatwiej: praktycznie zawsze byłam pewniakiem. Dziś po prostu chcę pomóc reprezentacji. Nigdy nie miałam przed sobą takiego wyzwania jak teraz.
- Niespełna rok temu mówiła nam pani, że kadra to już raczej przeszłość...
- Wtedy tak było. Byłam bez reszty zajęta córeczką i nie wyobrażałam sobie, bym mogła ją opuścić, jadąc na zgrupowanie. Macierzyństwo było na pierwszym miejscu. Potem robiłam malutkie kroczki na sali treningowej. Lubię grać, więc pomału wracałam.
- Mała Michelle pojedzie z mamą na obóz do Szczyrku?
- Pojedzie, tylko zamieszka w innym hotelu z moją rodziną. Nie wyobrażam sobie, żebym nie mogła codziennie jej przytulić. Ona musi być blisko mnie. To będzie dla moich bliskich spora operacja, żeby wszystko dobrze poukładać z małą.
Przeczytaj koniecznie: Wielki rewanż Rogera Federera
- To bardziej pani chciała wrócić do kadry czy zadziałała perswazja szkoleniowca?
- Oj, trener Matlak popracował nade mną trochę... To była jego propozycja, a ja pomyślałam, że może to dobry pomysł i że przynajmniej spróbuję. Nie ma przecież gwarancji, że wszystko pójdzie jak z płatka i że pojadę do Japonii. Jak okaże się, że nie daję rady, to odejdę.
- Jest pani wymieniona w składzie reprezentacji jako atakująca (ostatnio w reprezentacji grała na przyjęciu - red.).
- Tak? No i dobrze, właściwie jest mi obojętne, co będę na parkiecie robić. Kiedyś nawet grałam jako środkowa. Może tylko na libero bym się nie wyrobiła. Tak naprawdę, to będę w kadrze taką zapchajdziurą. Gdzie się przydam, tam mnie trener pośle.
- Nie mam pojęcia, zawsze mi to było trudno ocenić. Nawet jak byłam w formie, to o tym nie wiedziałam (śmiech)...