Polacy nie muszą nawet wygrać seta z Włochami, wystarczy, jeśli Biało-Czerwoni – przy ewentualnej porażce 0:3 – zdobędą w piątek 61 małych punktów w trzech partiach (czyli na przykład 21, 20 i 20, co wydaje się więcej niż prawdopodobne). Mniejsza liczba naszych oczek będzie premiować Italię. Oczywiście, każdy wygrany przez nas set także eliminuje gospodarzy, jesteśmy więc w kapitalnej pozycji wyjściowej.
Drzyzga zastrzega, że nikt w polskiej drużynie nie będzie liczył w piątek małych punktów.
– Jesteśmy o jedną wygraną od półfinału – mówił „SE” nasz rozgrywający. – O to będziemy się bić, a nie o żadne punkty, czy wygrane sety. Zależy nam na zwycięstwie. Mógłbym od razu wyjść i grać, bo nasza drużyna jest mocno naładowana superoptymizmem i wiara w siebie.
– O wygranej zdecydował charakter pokazany w końcówkach, wola walki i umiejętności siatkarskie. Samym serduchem i chęciami wygrać się nie da. Na pewno wytrzymaliśmy dwa sety naporu, kiedy kopali nieźle zagrywką. My mieliśmy swoje problemy, ale dochodziliśmy ich i myślę, że to byo kluczowe na trzeciego seta, bo to delikatnie ich zdeprymowało. Jak tak się przegrywa dwa sety, zostaje to w głowie – uważa Drzyzga.
Na boisku nieźle iskrzyło, kilka razy temperamenty dały o sobie znać. Michał Kubiak i Uros Kovacević otrzymali po czerwonej kartce (strata punktu).
– Serbowie mieli taktykę, żeby nas wyprowadzić z równowagi, może im by się łatwiej grało – mówi Drzyzga. – Tego spróbowali, na szczęście to nie wyszło, my utrzymaliśmy nerwy na wodzy i dokończliśmy to spotkania. Nie czujemy urazu do nich, co było na boisku, zostaje na boisku. To nie jest tak, że teraz w hotelu ktoś napluje Kovaceviciowi do makaronu... To jest sport i emocje, pięć minut po meczu piątkę mogę mu przybić.
Więcej w załączonym materiale wideo: