„Super Express”: – Wyobrażał pan sobie awans do II rundy z idealnym bilansem zwycięstw i punktów?
Vital Heynen: – Wiedziałem, że jest na to szansa. Z analizy przed mistrzostwami wynikało, że trzy zwycięstwa musimy zaliczyć, a z Iranem i Bułgarią trzeba się o nie pobić. Trzeba było wykorzystać swoje szanse i to właśnie robimy w mundialu.
– Drużyna gra tak jak pan sobie założył czy lepiej?
– Gra jest taka, jakiej oczekiwałem. Wyniki są lepsze niż się spodziewałem. Tylko dwa zespoły po pierwszej rundzie zgromadziły 15 punktów, my i Włosi. Jedyne, co mnie zaskakuje na razie w turnieju, to wyniki takie jak porażka Brazylii z Holandią, czy dwie przegrane Francji.
– Może pan wskazać siatkarza reprezentacji Polski, który zrobił do tej pory największe wrażenie?
– Nie. Mamy przede wszystkim olbrzymi potencjał, nie wszystko jeszcze pokazaliśmy, wspomnę choćby Damiana Schulza, który w meczu z Bułgarią miał stuprocentowa skuteczność. Powtarzam, że naszą siłą jest czternastka. Nigdy nie będę wyróżniał jednego siatkarza.
– W Polsce kibice zachwycają się Kubą Kochanowskim...
– Mają powody, bo chłopak w dwóch meczach błysnął w zagrywce, co przełożyło się na wynik. Ale przypomnę, że to nie jest jego główna umiejętność, tylko gra w bloku. W tym elemencie wciąż możemy grać lepiej, podobnie zresztą jak w wielu innych obszarach. Ludzie muszą pamiętać, że ta drużyna rozwija się i ma za sobą nieudany okres. Wychodziła z głębokiej dziury po ubiegłorocznej wpadce i wczesnym odpadnięciu z mistrzostw Europy. Biorąc to pod uwagę, obecne wyniki są znakomite. Jestem pewien, że będziemy grać tylko lepiej, że za rok pokażemy jeszcze więcej, i wcale nie mam na myśli dołączenia Leona do kadry. I że w Tokio w 2020 roku osiągniemy jeszcze wyższy poziom.
– Siatkarze zaskoczyli pana tym jak przykładają się do pracy?
– Ludzie w Polsce mają tendencję do szybkiego skreślania sportowców. Przecież kiedy tu przychodziłem, słyszałem, że Kubiak, Kurek i Drzyzga nie nadają się do reprezentacji. Teraz słyszę dla odmiany akceptację dla ich gry. Wow! Nagle zaczęli się podobać. Mówiono, że Fabian nie przykłada się do zajęć, tymczasem dosłownie umiera na treningach. Artur Szalpuk zasuwa jak szalony i jeśli ktoś do tej pory mówił, że Kurek jest najciężej pracującym siatkarzem kadry, to sorry Bartek, ale nagroda trafia do Szalpuka. Mógłbym kontynuować wymienianie listy nazwisk moich siatkarzy, którzy imponują podejściem do roboty.
– Ten zespół jest mocny mentalnie?
– Wszyscy wiedzą jakie są ich role i je akceptują. Ciągle mówię chłopakom, że pokładam w nich bezgraniczną wiarę, absolutną. I nawet jeśli mielibyśmy przegrać trzy najbliższe mecze, w końcu z dobrymi zespołami w drugiej rundzie, moja wiara nie zmaleje. Sprawmy, by Polska znowu była wielka. Tak, wiem, że to brzmi jak hasło Trumpa o USA (śmiech)... To dodam jeszcze jak inny prezydent, Obama: Yes, we can. Zrobiliśmy pierwszy krok, chcemy wykonać kolejny.
– W piątek gracie z Argentyną. Jeśli wygramy za trzy punkty, coś może nam jeszcze przeszkodzić w awansie do szóstki?
– Taki wynik kolosalnie zbliżyłby nas do celu. Mamy jednak pewien margines błędu, bo jak się nie uda w jednym meczu, mamy kolejne dwa oraz wypracowaną już wcześniej przewagę. Nie lekceważyłbym Argentyny, bo gra coraz lepiej, o mało nie doprowadziła do tie-breaka z Włochami. Trudna grupa nam się trafiła.
– Nie należy pan do aniołków na ławce trenerskiej, ale żółtą kartkę otrzymał pan dopiero w piątym meczu mistrzostw.
– Nic specjalnego. Żółta mi nie przeszkadza, czerwona byłaby gorsza, bo stracilibyśmy punkt. To był komunikat ode mnie: halo, patrzcie, jestem tutaj!
– Turniej wyczerpuje także trenera?
– Żyjemy trochę jak w wielkiej bańce, skupieni na swoim zadaniu w polskiej drużynie. Ktoś mnie dzisiaj pytał jaki jest dzień i nie wiedziałem, nie bardzo też wiem, który jest dzień miesiąca. Nawet składu Brazylii bym nie wymienił, bo żyję tylko sprawami reprezentacji Polski, od rana do wieczora. Śpię pięć, sześć godzin, zaczynam o szóstej trzydzieści, siódmej rano, siedzę w komputerze od rana, bo wtedy łatwiej mi się pracuje niż wieczorem. Nie używam budzika, sam się budzę.