Bełchatowianie nie są w szczególnie radosnych nastrojach. Trzecie miejsce w Lidze Mistrzów w turnieju rozgrywanym na własnym parkiecie nie było szczytem ich marzeń, a szósty z rzędu złoty medal polskiej ligi nie do końca pewnie rekompensuje wynik z łódzkiej Areny.
Patrz też: Paweł Abramow założył się o Final Four i wygrał: Dzięki Skrze kupię żonie prezent
- Cieszę się z tego brązu, choć taki malutki, ale to naprawdę malutki niedosyt pozostał, bo wiem, że mogliśmy zagrać w wielkim finale, gdybyśmy wytrzymali ciśnienie - przyznaje "Plina".
Przed sezonem bełchatowianie mieli do zrealizowania trzy cele: sukces w Lidze Mistrzów, obronę tytułu w PlusLidze i triumf w Pucharze Polski. Dwa przeszły koło nosa, bo brązu LM nikt za wielki sukces nie uznał, a krajowy puchar zgarnęło Jastrzębie. Skrze zostaje walka o mistrzostwo Polski.
Przeczytaj koniecznie: Final Four, Łukasz Żygadło: Jestem w niebie
- Mamy trzecie miejsce w Lidze Mistrzów, wcześniej w tym sezonie była druga lokata w klubowych mistrzostwach świata. Teraz czas na mistrzostwo kraju. Chcemy po raz kolejny wygrać w Polsce, jesteśmy do tego dobrze przygotowani, nie ma mowy o zmęczeniu. Gramy z pełnym szacunkiem wobec Jastrzębia, gdzie doskonałą robotę wykonuje Paweł Abramow w roli mentalnego lidera, wspomagany przez świetnych Patryka Czarnowskiego i Grześka Łomacza - analizuje Pliński. - Dla nas to ma być taki deser na koniec sezonu, wisienka na torcie. Nie bardzo się przejmuję tym, w ilu meczach zakończy się nasza rywalizacja z Jastrzębiem. Może być nawet pięć, byle złote medale zawisły na naszych szyjach - kwituje środkowy Skry.