"Super Express": - Denerwuje się pan na starcie pracy z biało-czerwonymi?
Andrea Anastasi: - Nerwy? Nie ma o tym mowy, odrzucam je. Za wiele lat pracuję w tym fachu, zbyt często miałem do czynienia z narodowymi zespołami, by się denerwować. Siatkówka to przecież moje życie, na tym polega mój zawód. Otwieram nowy rozdział w karierze, jestem szczęśliwy, że mam szansę pracy z Polakami. Zależy mi na tym, żeby zrobić z tej grupy dobry zespół.
- Od czego pan zacznie budowę nowej drużyny?
- Mam wiele pomysłów, ale najpierw muszę zorientować się w sytuacji, dobrze poznać chłopaków, ich aspiracje, charaktery, zrozumieć, co jest najlepsze dla zawodników. Nie mamy wiele czasu na treningi przed Ligą Światową, więc to nie będzie łatwe zadanie, ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy.
- Da pan siatkarzom w kość?
- Na pewno nie będę przesadzał z intensywnością zajęć na początku zgrupowania, bo to nie jest dobry moment na ostrą pracę. Pomalutku będziemy dochodzić do określonych obciążeń. Przecież teraz zawodnicy muszą na nowo wejść w rytm treningowy, są po urlopach, nie wszyscy będą w idealnym zdrowiu i formie fizycznej. Trzeba to zrozumieć i ja właśnie tak do sprawy podejdę. Mocne, 3-, 4-godzinne treningi też oczywiście mogę brać pod uwagę, ale dopiero w trakcie pracy okaże się, czy to będzie potrzebne.
- Ma pan już komplet współpracowników?
- Pomaga mi jak zwykle Andrea Gardini, polskim trenerem współpracującym będzie Radosław Panas, fizjoterapeutą Giovanni Miale z Resovii, mam też dwóch statystyków pracujących w lidze polskiej, Oskara Kaczmarczyka z Zaksy i Michała Gogola z Częstochowy.
- Poprzedni sezon był nieudany dla reprezentacji Polski. Co pan uznaje za najważniejsze swoje zadanie, jakich zmian chce dokonać?
- Nie oglądałem wielu meczów Polaków w 2010 roku, bo miałem na głowie pracę z włoską kadrą. I nawet nie bardzo chciałbym się skupiać na tym, co było. Wolę myśleć do przodu, koncentrować się na przyszłości tej drużyny. To ma być nowe otwarcie, powstaje inny zespół. Jeśli wcześniej były jakieś problemy, to one dzisiaj są nieważne. Niektórzy mówią, że na liście powołanych są niespodzianki, a ja przecież nie skończyłem selekcji, to nie jest ostateczny skład zespołu. Także dlatego, że kilku ważnych zawodników może jeszcze wrócić do kadry po dłuższym odpoczynku.