Reprezentacja Polski przystąpiła do mistrzostw świata jako obrońca tytułu, a niebagatelna jest także rola gospodarza, bowiem w każdym meczu za Polakami stoi kilkanaście tysięcy kibiców. To jednak nie wystarczyło, aby Biało-Czerwoni byli murowanym faworytem. Za takich uchodzili Francuzi, aktualni mistrzowie olimpijscy, którzy wyeliminowali naszych siatkarzy w ćwierćfinale tokijskiej imprezy. Drabinka turniejowa ułożyła się jednak tak, że na Francję Polska mogła trafić dopiero w finale, ale już wiadomo, że tak się nie stanie. Francuzi przegrali po tie-breaku z Włochami i żegnają się z turniejem. Największym zaskoczeniem była słaba postawa Earvina N’Gapetha.
Aleksander Śliwka przed ćwierćfinałem z USA... nie wypije kawy. Tłumaczy dlaczego
N’Gapeth miał rację? Francja swoim największym rywalem
Przed spotkaniem ćwierćfinałowym gwiazdora francuskiej drużyny zapytano, kto będzie największym rywalem Francji w drodze po złoty medal. Nie wymienił on Polski czy Brazylii, czym zaskoczył niektórych fanów. – Gramy dobrą siatkówkę, jesteśmy gotowi. Tak naprawdę sami jesteśmy swoim największym przeciwnikiem - jeśli wychodzimy poza nasz system gry, to mamy trudności, jednak jeśli robimy swoje i gramy z takim samym spokojem, jak np. w finale Ligi Narodów, to jesteśmy w stanie wygrać z każdym zespołem na świecie – powiedział N’Gapeth i wygląda na to, że miał rację.
Mecz Włochy – Francja nie stał na najwyższym poziomie. A na pewno taki nie był występ N’Gapetha, który nie pomagał swojemu zespołowi – w drugim secie wykorzystał 1 z 6 ataków, w czwartym tylko 2 z 12! Ostatecznie w całym spotkaniu jego bilans wyglądał fatalnie jak na zawodnika tej klasy – zaledwie 13 z jego 41 ataków zakończyło się sukcesem. Włosi, choć nie zagrali najlepszego spotkania, wykorzystali słabość faworytów i awansowali do półfinału, w którym zmierzą się ze Słowenią.