„Super Express”: – Jaka była pierwsza decyzja prezesa Ignaczaka?
Krzysztof Ignaczak: – Ciągle mam coś do zrobienia, dużo się dzieje, nie o wszystkim mogę mówić. Wiem, ale nie powiem.
– Myślałem, że najpierw był telefon do menedżera Bartosza Kurka.
– Czemu do menedżera? Znam Bartka, sam mogę do niego zadzwonić. Zawsze mi było miło, gdy szefowie klubów kontaktowali się ze mną bezpośrednio.
– Resovia nie jest zainteresowana takim graczem?
– Wiem, że są różne plotki, a taki siatkarz na wolnym rynku jest łakomym kąskiem. Każdy trener chciałby mieć MVP mundialu. My mamy swoją politykę, jest już w klubie dwóch atakujących. Chcemy jak najwięcej wycisnąć z tego, co mamy.
– Jak wyglądało przywitanie nowego prezesa z zawodnikami?
– Wszedłem do szatni, wskazałem na ławkę, na której sam spędziłem szmat czasu i powiedziałem chłopakom, że poświęciłem temu klubowi mnóstwo życia, także osobistego, dawałem z siebie 100 procent i tego samego oczekuję od nich.
– Lepiej rozmawia się z siatkarzami w szatni, a nie zza biurka?
– Chłopaki muszą wiedzieć jedno: jak mi będą piep… głupoty, to się zorientuję. Sam czasami mówiłem prezesom to, co chcieli usłyszeć.
– Resovia w mocnym składzie przegrała w lidze 8 z 9 meczów i zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Dlaczego?
– Każda porażka odbierała pewność siebie i działała nawet na doświadczonych graczy coraz bardziej paraliżująco. Trenera czeka przede wszystkim praca nad sferą mentalną, ale on to potrafi.
– Jakie zadanie dostała Resovia od nowego szefa?
– Walczymy o szóstkę, a jeśli się uda, nie widzę powodu, byśmy nie mierzyli w mistrzostwo Polski. Nie ma rzeczy niemożliwych.