I biało-czerwoni pokazali, jak wiele może się zmienić w ich grze w 48 godzin. W niedzielę w Łodzi byli zupełnie innym zespołem i po porywającym widowisku ulegli rywalom minimalnie - 2:3.
Poza dwoma pierwszymi setami Polacy grali w niedzielę tak jak w ubiegłym roku, gdy wygrywali z canarinhos jak i kiedy chcieli. Inna sprawa, że w gotującej się od wrzawy i emocji łódzkiej Arenie naszym walczyło się o niebo lepiej niż dwa dni wcześniej w stolicy. Nie byli już apatyczni i rozkojarzeni, a 12-tysięczny tłum sprawił, że urosły im skrzydła.
Pozytywna atmosfera udzieliła się też... trenerowi Andrei Anastasiemu (53 l.), bo tym razem bardziej ochoczo niż dwa dni wcześniej sięgał po zmiany. Jedna - wejście Michała Winiarskiego (30 l.) za Bartosza Kurka (25 l.) - okazała się kluczowa. "Winiar" ciągnął zespół w drugim i trzecim secie i to głównie za jego sprawą w ogóle doszło do tie-breaku.
Piąta partia od początku poszła po myśli gości. Przy stanie 7:12 wszystko było już jasne, ale naszym pozostaje satysfakcja, że napsuli brazylijskim "kanarkom" krwi i zagrali z wicemistrzami olimpijskimi jak równy z równym.