"Super Express": - Czuje pan, że dokonaliście czegoś niesamowitego?
Andrea Anastasi: - Jestem niesamowicie szczęśliwy, przede wszystkim dlatego, że to jest zwycięstwo, w które wierzyliśmy od początku do końca Ligi Światowej. Walczyliśmy o to jak szaleni, a kluczem była nasza postawa w starciach z Brazylią. Po pokonaniu canarinhos w Sofii nie oddaliśmy już nikomu nawet seta. To niewiarygodne jak byliśmy skoncentrowani. Za kilka dni rozpoczniemy zgrupowanie przedolimpijskie. Jedziemy tam z doskonałym nastawieniem mentalnym.
- Czyli długo nie będziecie świętować...
- Gracze dostaną trzy dni wolnego, potem lecimy wynajętym przez związek czarterem na obóz do Zielonej Góry. Na pewno będzie świętowanie, ale bez szaleństw. Chcę zachować spokój i skupienie, bo przede mną i chłopakami coś wyjątkowo ważnego, turniej olimpijski.
- Po zwycięstwie w Sofii staliście się głównymi faworytami igrzysk. Presja rośnie...
- W Londynie trzeba będzie rywalizować z trudnymi rywalami, takimi jak Rosja, Włochy czy Brazylia, której w żadnym wypadku nie zamierzam skreślać, mimo że z nimi ostatnio wygrywaliśmy. Równie dobrze możemy w Londynie z nimi przegrać. Dlatego musimy się trzymać naszej drogi, powtarzać i poprawiać to, co robimy od dawna i co przynosi efekty. Muszę powiedzieć, że moje pomysły na ten zespół sprawdzają się, nie zamierzam niczego zaniedbać.
- Ile jeszcze da się poprawić przed igrzyskami?
- W finale w Sofii niewiele nas dzieliło od perfekcji. Zagraliśmy znakomite spotkanie technicznie i taktycznie, ale to nie znaczy, że nie ma elementów do poprawienia.
- W czym tkwi tajemnica pańskiego sukcesu z kadrą?
- Siatkarze poddali się mojej wizji i wierzą w mój system. Unikają głupich błędów, panują nad piłką, kontrolują tempo gry, grają z pewnością siebie, radzą sobie z trudnymi sytuacjami na parkiecie i są mocni mentalnie. Oni wiedzą, czego ja chcę, a ja wiem, czego się mogę po nich spodziewać.
- Nie za wcześnie osiągnęliśmy wysoką formę?
- Mój ulubiony tenisista Roger Federer właśnie po raz siódmy wygrał Wimbledon. Czy teraz powie: "O rany, co ja zrobiłem? Jestem w za wysokiej formie, co to będzie na igrzyskach?". Warto mieć świadomość, że porażka jest częścią sportu i my też możemy przegrać, ale teraz gramy dobrze i potrafimy rywalizować na najwyższym poziomie z każdym. Jesteśmy mocni, ale zachowajmy skromność przed kolejnymi wyzwaniami. Nie wiem, czy uda się wywalczyć złoto olimpijskie, ale wierzę w medal w Londynie. Taki jest cel tej drużyny.
Siatkarze podzielą się kasą po równo
Wszystkie pieniądze wygrane przez polski zespół w finale Ligi Światowej trafią do osób tworzących reprezentację. Z miliona dolarów siatkarze dostaną 700 tys. USD, a reszta trafi do sztabu reprezentacji. Siatkarze postanowili podzielić się tymi pieniędzmi oraz nagrodami wygranymi wcześniej w LŚ po równo, niezależnie do wkładu w sukces i czasu spędzonego na boisku.
700 000 USD (2,3 mln zł) za zwycięstwo w LŚ - ok. 140 000 zł na głowę
105 000 USD (350 tys. zł) za wygraną w grupie - ok. 20 000 zł na głowę
Za mecze grupowe - ok. 30 tys zł na głowę
Do tego dochodzą nagrody indywidualne: Bartosz Kurek (30 000 USD za tytuł MVP) oraz po 10 000 USD - Krzysztof Ignaczak (najlepszy libero), Marcin Możdżonek (najlepszy blokujący), Zbigniew Bartman (najlepszy atakujący)