Po zwycięstwie 3:2 w drugim meczu w Gdańsku wicemistrzowie Polski znaleźli się w komfortowej sytuacji. Do złotego medalu potrzebują jednego zwycięstwa, a przeciwnik aż trzech, w tym dwóch wyjazdowych.
Tymczasem w najgłośniejszej w Polsce hali na Podpromiu rzeszowianie przegrywają niezwykle rzadko. W lidze zdarzyło im się to w tym sezonie tylko raz (2:3 z Cuprum Lubin).
- Nie czujemy stuprocentowego bezpieczeństwa, mimo że gramy u siebie - przekonuje Schöps w rozmowie z "SE". - W Rzeszowie też możemy przegrać, jeśli nie będziemy grali swojej siatkówki. Lotos gra bardzo dobrze, to zespół walczaków, którzy się nie poddają i potrafią wracać do gry w najtrudniejszych momentach. Na to musimy uważać - dodaje niemiecki atakujący Resovii, który przyznaje, że w rzeszowskiej arenie lubi czuć za sobą ryk publiczności.
- Nie zawsze jest tak, że doping pomaga mi w trakcie akcji - opowiada Schöps. - Oczywiście słyszę cały ten zgiełk, ale nie ma on dla mnie wtedy znaczenia, bo jestem skupiony na grze. Ale to, co się dzieje po wygranym punkcie, to już prawdziwe szaleństwo, to nas niesamowicie nakręca - przyznaje Niemiec.
W dwóch dotychczasowych meczach finału Schöps zdobył 39 pkt przy 53-procentowej skuteczności ataków. Od dłuższego czasu jest w świetnej, równej formie. Na niego rozgrywający Fabian Drzyzga (25 l.) może liczyć zawsze, bo Niemiec rzadko zawodzi. Jochen ma nadzieję na szybki koniec finału.
- Chcemy wygrać już teraz. Można powiedzieć, że mamy trzy piłki meczowe, ale wypadałoby wykorzystać już pierwszą we wtorek. Czasem jednak pierwszy meczbol bywa najtrudniejszy - uprzedza Schöps.