"Super Express": - Kto wygra polski półfinał w Final Four?
Stephane Antiga: - Nie wiem, choć widać, że ostatnio Resovia gra lepiej niż Skra. Dlaczego nie chcę jednak skreślać bełchatowian? Bo mieli czas na spokojny trening, odpoczynek i dojście do siebie po mniej udanych meczach. To tak doświadczona ekipa, że z powodzeniem może wrócić do formy, jaką prezentowała choćby w starciach z Maceratą. Nie mam pojęcia, czy zdoła to zrobić, ale trener i gracze mieli na to około 10 dni. Z kolei w rzeszowskim zespole imponuje mi regularność, to, że drużyna nie schodzi poniżej pewnego poziomu od dobrych 7-8 spotkań. Przyznam, iż jestem zaskoczony, że Resovia gra o tyle lepiej niż na początku sezonu.
- Jaki problem ma ostatnio Skra?
- Popełnia za wiele błędów tam, gdzie dotychczas błyszczała, czyli w ataku. To bardzo nietypowe dla tego zespołu, że ma kłopoty z kończeniem akcji. Trudno mi określić, dlaczego nastąpił ten spadek formy. Pewnie po części winny jest napięty kalendarz rozgrywek, choć z drugiej strony większość klubów ma tak samo. Może Skra za bardzo ostatnio myślała o Final Four, by skupić się na lidze, nie wiem. Wiem, że nadal może wygrać wszystko.
Resovia i Skra grają o sławę za czapkę gruszek
- Czy jest jeden siatkarz, od którego w największym stopniu zależy sukces w obu drużynach?
- Gdy patrzę na Resovię, widzę, że wszyscy w ataku grają płynnie. Imponują skrzydłowi i środkowi, choćby niesamowity Piotrek Nowakowski. Ale kluczem jest postawa Fabiana Drzyzgi na rozegraniu. To on sprawia, że to wszystko, co robią jego koledzy nad siatką, wygląda na takie łatwe i bezproblemowe. W Skrze trudniej mi wskazać jedną postać, która ma taki wpływ na grę kolegów.
- A może dżokerem będzie Michał Winiarski, który tak bardzo pomógł w decydującym meczu z Perugią?
- To ważny gracz o olbrzymim doświadczeniu, także z takich turniejów, jak Final Four. Sezon był dla niego ciężki, ale jeśli zdrowie pozwoli, jest w stanie wejść na parkiet i pomóc, gdy zespół ma problem. Nawet nie grając na 100 procent możliwości, umie zaskoczyć niekonwencjonalnym atakiem. To bardzo ważna dodatkowa opcja dla trenera Falaski.
- Jak to jest zdobyć główne trofeum w Lidze Mistrzów? Pan coś o tym wie...
- W 2001 roku występowałem w Paris Volley i sensacyjnie pokonaliśmy w Paryżu 3:2 Sisleya Treviso w pierwszej edycji Ligi Mistrzów, a ja zostałem MVP finału. Te rozgrywki zawsze były dla mnie najbardziej motywującym wyzwaniem w siatkówce. To był taki siatkarski Święty Graal, do którego się dąży. Po tym sukcesie moja kariera klubowa nabrała rozpędu. Tym razem z wielką przyjemnością obejrzę w Berlinie turniej finałowy w roli trenera.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail