„Super Express”: – Jak wyglądała celebracja sukcesu w Monzie?
Piotr Graban: – Czasu na świętowanie nie było za dużo, była oczywiście lampka szampana, wspólna kolacja, ale bez szaleństw. Zaraz czekają nas półfinał i finał Pucharu Polski, a potem kolejne cele przed nami. Uczulałem zawodników, że muszą o tym pamiętać.
– Powiedział pan bez wahania „półfinał i finał”, czyli wiadomo jaki jest plan na turniej w Krakowie... Macie jeden puchar, jedziecie po drugi?
– Jesteśmy w dobrej formie, co pokazaliśmy w finale z Monzą. Celujemy w najwyższe zaszczyty, jedziemy po pełną pulę. Wiemy, że nas na to stać, będziemy robić wszystko, żeby w Krakowie też było radośnie.
– Puchar Challenge to pierwsze z trzech waszych sportowych zadań na ten sezon, za chwilę Puchar Polski, potem jeszcze walka o ligowe złoto. Czuje pan, że ten zespół stać na wszystko?
– Jestem tego pewny w stu procentach. Wiem, że możemy wywalczyć każdy z założonych celów i że mentalnie jesteśmy na to gotowi. Pokazujemy, że jesteśmy mocni także w trudnych momentach spotkań, a to szczególnie ważne. Możemy zdobyć wszystko, oby tylko zdrowie dopisało, a wtedy jesteśmy w stanie naprawdę namieszać.
– Kluczem jest stabilność, jaką pokazujecie przez cały sezon?
– Kiedy mam do dyspozycji pełny zespół, nie ma zdrowotnych wahań i mogę skorzystać z głębi składu, to jestem wtedy zwykle bardzo spokojny. Przy problemach zdrowotnych, czy w trakcie wielu wyjazdów oczywiście zdarzały się nam także wpadki. Można powiedzieć, że w jakiś sposób odbiliśmy sobie kilka porażek w lidze tym zwycięstwem w europejskim pucharze. Poza tym mamy jedno zadanie mniej do wykonania, skończyły się podróże zagraniczne i nagromadzenie meczów, teraz można się skupić na lidze. Bo było nie za lekko. Gdyby mnie pan spytał dwa, trzy dni temu, jaki jest dzień tygodnia, to nie wiedziałbym dokładnie, musiałbym spojrzeć na kalendarz. Nasze organizmy żyją z dnia na dzień, z treningu na trening, z wyjazdu na wyjazd. Mniejsze obciążenia na pewno nam pomogą w finałowej fazie sezonu, świeżość będzie po naszej stronie.
– Polski kibic siatkarski po wielkich sukcesach klubowych ostatnich lat jest wybredny, słychać głosy, że Puchar Challenge to jedynie trzeciorzędna rywalizacja...
– Ktoś mi wczoraj powiedział, że Projekt Warszawa jest dopiero czwartą polską drużyną, która zdobyła siatkarski europejski puchar. Ograliśmy dobrą włoską markę, drużynę Monzy, która ostatnimi czasy ma na rozkładzie czołowe teamy Serie A. Pokazaliśmy, że jesteśmy zdecydowanie lepsi. Niech ktoś sobie mówi, że to trofeum drugiej czy piątej kategorii, ale najważniejsze, że spotkały się nacje niezwykle mocne w światowej siatkówce i że to polski klub był górą. Nie uważam, że zdobyliśmy jakiś puchar pocieszenia. Zrobiliśmy dobrą robotę i wygraliśmy. Dla mnie to się najbardziej liczy.
– No i trwa pańska wspaniała przygoda w Projekcie, w którym w roli głównego trenera jest pan od niespełna półtora roku, a dobrych wspomnień nie brakuje.
– Może jestem specyficznym gościem, ale ja będę mówił tylko o tych celach, które są wciąż przed nami. Nie zamierzam nie wiadomo jak długo rozpamiętywać pierwsze duże trofeum i zadowolić się tym. Oczywiście, to zadowolenie jest, warszawski klub siatkarski ma na koncie historyczne osiągnięcie, ale mamy jeszcze dwie duże rzeczy do zrobienia w tym sezonie.