Leon wszedł do gry w pierwszej szóstce z numerem 9 na koszulce. Na prezentację zawodników poproszono go jako ostatniego, żeby docenić wagę chwili. Na parkiecie towarzyszyli mu: Piotr Nowakowski, Maciej Muzaj, Fabian Drzyzga, Aleksander Śliwka i Karol Kłos. Widać było, że jest trochę nerwów, choć Leon należy do najspokojniej reagujących graczy w światowej siatkówce. W ataku nie miał problemów, ale kiedy stawał na zagrywce – która jest jego najmocniejsza stroną – trzy pierwsze serwisy posłał w siatkę. Ostatecznie zdobył 9 pkt przy 73-procentowej skuteczności w ataku (8 na 11), ale zepsuł aż 6 z 8 serwów. Na trzeciego i czwartego seta trener Vital Heynen posłał inną szóstkę i Wilfredo oglądał grę kolegów z boku.
– Miałem kilka błędów na zagrywce, wiem, że mogę lepiej grać w ataku i na przyjęciu, ale na dzisiaj było OK – podsumował Leon. – Pierwszy set w każdym turnieju jest trudny, a tutaj dochodziła jeszcze sprawa mojego debiutu. Jako zespół jednak wygraliśmy, to ważne dla mnie i dla drużyny. Czy czułem większy stres niż zwykle? Chyba nie, bo to jednak był tylko sparing, trochę jak trening. Inna sprawa, że debiut w kadrze miał swoją wagę. Kiedy wyszedłem specjalnie powitany na prezentacji, zrobiło mi się bardzo miło. Emocje były wielkie, jestem z tego zadowolony.
Po raz ostatni Leon zagrał w meczu drużyny narodowej 8 lat temu, gdy reprezentował jeszcze Kubę. Na pierwsze spotkanie w nowych barwach czekał 4 lata od otrzymania polskiego paszportu. Leon szybko znalazł wspólny język z kolegami z reprezentacji Polski. Okazało się, że otrzymał już od nich pseudonim – „Fifi”.
– Wzięło się to stąd, że mam we Włoszech koleżankę, która tak się do mnie zwraca, chłopaki podchwycili to i też na mnie tak mówią – tłumaczy Wilfredo. – To jest krótkie i wygodne dla nich, podoba mi się. Nie ma problemu, nie muszę być Leon, mogę być Fifi.