Bełchatowianie, którzy wygrali ostatnio 12 meczów z rzędu w Plus-Lidze i Lidze Mistrzów, zaczynają zmagania w czwartek meczem z irańskim Payakanem. Obrońcy wicemistrzowskiego tytułu są faworytami rozgrywanej w Dausze imprezy. Tym lepiej się stało, że organizatorzy poszli po rozum do głowy i zarzucili idiotyczny system wykorzystany rok temu - tzw. złotą formułę.
Sprowadzała się ona do tego, że po odbiorze zagrywki nie wolno było atakować z pierwszej linii. Miało to wydłużyć wymiany piłek, ale powodowało, że niektórzy zawodnicy nie bardzo wiedzieli co ze sobą robić na parkiecie w pierwszej fazie akcji.
- Tak rzeczywiście było, bo jako środkowy nie miałem za wiele roboty - przypomina Daniel Pliński (32 l.). - Za dużo ode mnie na boisku nie zależało, wszystko kończyli skrzydłowi. Dobrze, że wracamy do normalności - cieszy się siatkarz Skry, który podobnie jak przytłaczająca większość graczy jest przeciwny tej pseudonowince.
Czemu ktoś pomyślał, że antysiatkówka może być atrakcyjna? Okazuje się, że chodziło o... pieniądze. - Rok temu katarscy szejkowie stwierdzili, że sfinansują imprezę w całości, ale tylko pod warunkiem, że będzie rozgrywana według złotej formuły - przypomina prezes PZPS Mirosław Przedpełski (59 l.).
- W niektórych co bardziej egzotycznych ligach tak się gra. Mniejsze ludziki mają dzięki temu łatwiej na parkiecie - śmieje się szef związku. - Na szczęście była to tylko próba i potem nikomu nie przyszło do głowy, żeby wracać do tego systemu. Nikt z władz światowej federacji go nie chciał.
Bełchatowianie nie mają się w Katarze praktycznie czego obawiać, bo i losowanie KMŚ mieli wymarzone. W grupie A zmierzą się z drużynami z Iranu, Egiptu i Kataru. W grupie B są: mistrz świata Trentino, Dynamo Moskwa, amerykański Paul Mitchell i argentyński Drean Bolivar. Prawdziwa rywalizacja Skry powinna się więc zacząć dopiero od półfinału.