Taki przypadek przytrafił się Polakowi na torze w Melbourne w wyścigu, w którym trzy razy go zdublowano i zajął ostatnie miejsce. A kiedy trzeba było w samochodzie Kubicy wymienić oderwane przednie skrzydło, część zamienna była zużyta... To wszystko bardziej przypomina warsztat przysłowiowego pana Mirka spod Łomży niż profesjonalnie zarządzany zespół F1.
Widoków na rychłą poprawę nie ma i sami kierowcy to doskonale wiedzą. Jak ujawnił Robert w TVP, już po lutowych testach w Barcelonie zrobił w fabryce Williamsa specjalne spotkanie, podczas którego wskazał dwie wady auta. Po GP Australii George Russell zauważył te same problemy, na które już wcześniej zwracał uwagę jego polski kolega z zespołu. Jak widać, nic z tym przez trzy tygodnie nie zrobiono.
– Nie sądzę, byśmy mogli coś poprawić na Bahrajn czy Chiny (dwa najbliższe wyścigi, 31 marca i 14 kwietnia – red.). To problem wymagający więcej czasu – podsumował Russell, który przyznał, że auto ma „fundamentalny problem konstrukcyjny”. – To zajmie kilka miesięcy pracy projektantów i prób w symulatorze – stwierdził Brytyjczyk.
– Myślę, że George jest dużym optymistą – wypalił krakowianin, nie pozostawiając za wiele nadziei na lepsze czasy. – W ubiegłym roku nawet już wcześniej wiedzieliśmy, gdzie leży problem bolidu, a potem przez cały sezon pozostawał mniej więcej taki sam. Chciałbym mieć nadzieję, że teraz potrwa to dwa, trzy miesiące, ale po prostu nie wiem – skomentował
Wiadomo tyle, że auto ma zły docisk aerodynamiczny, przez co jest trudne w prowadzeniu. To jednak nie wszystko. – Najpierw trzeba rozwiązać kłopoty z częściami zamiennymi – przypomina Kubica. – Nie spodziewałem się, że będziemy mieć takie problemy, nie tylko związane z prędkością bolidu, ale i logistyczne.