Cieszy nie tylko dobre 23 miejsce Kuby Piątka, ale też stosunkowo niewielka strata do zwycięzcy etapu, Toby'ego Price'a – 22 i pół minuty to nie jest dużo.
– Cieszę się i jestem bardzo zadowolony z tego wyniku, choć nie wpadam w hurraoptymizm, bo to dopiero szósty etap. Poza tym mam nadzieję, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i ten wynik jest do poprawienia. Moja strata do pierwszego zawodnika na odcinku nie była duża, a piętnastu zawodników przede mną jest w moim zasięgu – powiedział Kuba Piątek. Dzisiejszy etap miał dla niego szczególne znaczenie, bowiem prowadził wokół wyschniętego słonego jeziora, na którym rok temu zakończyła się jego rywalizacja na Dakarze. Wówczas motocykl Kuby nie wytrzymał potężnej dawki soli. – W tym roku udało się wrócić i pokonać to jezioro. Trochę wracałem myślami do tamtej sytuacji, zwłaszcza, że jechaliśmy wokół tego jeziora i mieliśmy dobry widok na nie. W tym roku tutaj nie padało, więc nawet, gdyby trasa była puszczona po jeziorze, nic złego by się nie stało – dodał Kuba.
Dobre tempo trzymają także załogi samochodowe ORLEN Team, a najszybsi z nich wciąż są Kuba Przygoński z Andreiem Rudnitskim.
– Nie popełniliśmy dziś żadnego poważniejszego błędu. Straciliśmy trochę czasu przez to, że ścigaliśmy się w kurzu z Harrym Huntem. Wczoraj my byliśmy lepsi, dziś on, zobaczymy, jak będzie jutro. Tymczasem jadę najszybciej, jak potrafię, co nie jest łatwe, bo po raz pierwszy pokonuję Dakar samochodem. Z dakarowego doświadczenia wiem, że będzie etap trudny nawigacyjnie, który trochę przetasuje stawkę. Ten odcinek będzie decydujący. Czekam na niego. Mam nadzieję, że się nie zakopiemy, nie popełnimy błędu nawigacyjnego i w tym upatruję naszej szansy na dalszy awans w klasyfikacji – powiedział Kuba Przygoński.
Tuż za Kubą i Andreiem był Adam Małysz z Xavierem Panserim, zajmujący siedemnaste miejsce, z niecałą minutą straty do kolegów z ORLEN Team.
– Dzisiejszy odcinek oceniam bardzo dobrze. Czułem trochę efekty dużej wysokości, ale to nic w porównaniu do tego, co było wczoraj. Wtedy przeszła mi przez głowę nawet myśl o wycofaniu się, bo ostatnie 80 km odcinka to był jakiś koszmar: myślałem, że eksploduje mi głowa, miałem straszne mdłości, droga rozmazywała mi się przed oczami – czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Dlatego tym bardziej cieszę się, że dziś było lepiej. Początek odcinka mieliśmy średni, ale potem poszło nam naprawdę fajnie. Były jakieś drobne problemy z samochodem, który gasł nam i musieliśmy się zatrzymywać, ale to nic wielkiego – powiedział Adam Małysz.
W klasyfikacji generalnej Przygoński jest czternasty, a Małysz dziewiętnasty. Dobre dwudzieste miejsce na dzisiejszym etapie dało też spory awans Markowi Dąbrowskiemu i Jackowi Czachorowi, którzy obecnie w generalce zajmują 77 pozycję.
– Dziś przyszło nam wyprzedzać szybszą grupę, niż wczoraj, więc było ciężej, ale poszło dobrze. Startowaliśmy z trzydziestego miejsca, a etap ukończyliśmy na dwudziestej pozycji. Teraz jesteśmy w grupie, w której czujemy, że jesteśmy na właściwym miejscu. Inżynierowie odcięli trochę mocy naszej Toyocie żeby silnik wytrzymał po ostatnich przygodach – powiedział Marek Dąbrowski.
– Wyprzedzaliśmy dziś mnóstwo quadów, na szybkiej prostej, na której jadą one 120 km/h. Było niebezpiecznie. Później widzieliśmy Toyotę Bernharda ten Brinke, która spłonęła. Nieprzyjemny widok. Jutro musimy utrzymać tempo, znów zająć dobrą pozycję, a później przed nami trzy bardzo trudne etapy. Zobaczymy, jaka po nich będzie sytuacja w klasyfikacji – dodał Jacek Czachor.
Jutrzejszy etap to niemal 800 km (w tym 353 km OS-u) z Uyuni do Salty. To ostatni odcinek przed dniem wolnym, zaplanowanym na niedzielę.
– Jutro nie musze mocniej się oszczędzać z myślą o kolejnych dniach. W niedzielę mamy odpoczynek, więc w sobotę mogę zastosować bardziej agresywną strategię – powiedział Kuba Piątek.
– Zmęczenie fizyczne w samochodzie jest mniejsze, niż na motocyklu. W samochodzie siedzimy, a na motocyklu trzeba stać. Jadąc autem jestem w lepszej formie, niż kiedy startowałem motocyklem, ale i tak odczuwam zmęczenie, zwłaszcza psychiczne. Dlatego czekam na ten dzień wolny. Przyda się tym bardziej, że po nim przyjdą trudne odcinki w Argentynie – powiedział Kuba Przygoński.
– Mnie dzień wolny nie jest bardzo potrzebny. I Marek, i ja moglibyśmy spokojnie jechać dalej bez odpoczynku. Z pewnością dzień wolny jest bardziej potrzebny motocyklistom. Oczywiście nam również się ten dzień przyda, gdyż to będzie szansa dla mechaników na to, aby spokojnie zajęli się pojazdami, które są po ośmiu ciężkich dniach ścigania – powiedział Jacek Czachor.
Niestety na siódmym etapie Dakaru nie zobaczymy już Rafała Sonika, który ostatecznie nie zdołał dostać się na metę odcinka. Drobna z pozoru usterka doprowadziła do wybuchu silnika, a w konsekwencji do wykluczenia zawodnika ORLEN Team z rajdu.
– Trzeba teraz zachować zimną krew. Przez cztery ostatnie lata nie miałem pecha, to musiał dopaść mnie teraz. Podwójnie, bo na normalnym, nie maratońskim etapie, mój serwis bez problemu poradziłby sobie ze środową awarią. Zostaję na Dakarze i będę jechać treningowo za rajdem. Nie powiedziałem też ostatniego słowa. Za rok na pewno wrócę! – deklaruje Rafał Sonik.