Janowski od początku udowadniał, że jazda na sztucznym torze w Szwecji nie sprawia mu problemu. Już w pierwszym wyścigu pokazał plecy pędzącemu po kolejny tytuł mistrza świata Taiowi Woffindenowi. Dwa razy wygrał, jednak o awans do półfinału walczył do samego końca. Tam już nie miał sobie równych - szybko odjechał trzykrotnemu mistrzowi świata Gregowi Hancockowi i pewnie awansował do finału.
Janowski blisko podium w GP Szwecji
W decydującym wyścigu zabrakło jednak szczęścia - jak z procy wystrzelił Woffinden, za nim popędził Hancock, ale od razu było wiadomo, że nikt nie jest w stanie wyrwać zwycięstwa "Tajskiemu". Janowski do końca walczył o podium z Nielsem Kristianem Iversenem, który w pewnym momencie w niebezpieczny sposób docisnął Polaka do bandy. Nasz zawodnik jednak przegrał i do mety dojechał ostatni.
I tak ma powody do radości, bo zgromadził 12 punktów, co wywindowało go na 7. miejsce w klasyfikacji generalnej. Tylko czołowa ósemka ma zapewniony start w kolejnym sezonie GP.
- Podchodzę do tego spokojnie, bo są jeszcze dwie rundy do końca sezonu - przekonywał po zawodach "Magic", który ma 12 punktów przewagi nad dziewiątym Michaelem Jepsenem Jensenem. - Popełniłem błąd w finale, ale i tak jestem zadowolony. Nie było Mazurka Dąbrowskiego, ale wierzę, że jeszcze w tym sezonie doczekamy się polskiego hymnu - uśmiechał się Janowski. Idealna okazja, by tak się stało, będzie już w sobotę na GP Polski w Toruniu.Powody do optymizmu ma także Krzysztof Kasprzak (31 l.), który był blisko awansu do półfinału. - Zgubiłem dwa punkty, które zadecydowały, że nie byłem w półfinale. Jedyne, co mnie cieszy, to fakt, że w bezpośrednim starciu byłem lepszy od zwycięzcy biegów - powiedział "Kasper" po zgromadzeniu 6 punktów. Polak miał na myśli oczywiście niesamowitego Woffindena, który powoli może już mrozić szampana. Lider klasyfikacji generalnej GP ma 25 punktów przewagi nad drugim Hancockiem i pewnie zmierza po drugi w karierze tytuł mistrza świata.