"Super Express": - Jest pan zaskoczony wysoką formą Janowskiego?
Marek Cieślak: - To nie jest zawodnik, który wyskoczył jak królik z kapelusza. Mimo młodego wieku ma już całą gablotę trofeów, z mistrzostwem świata juniorów i mistrzostwem Polski. Łapie doświadczenie w ligach polskiej i angielskiej, jest bardzo odporny psychicznie. Potrafi się zmobilizować i po słabszym występie w mniej ważnym meczu ligowym za chwilę jest rewelacyjny, kiedy trzeba walczyć o coś wielkiego. Niewielu jest takich jak on.
- Do jakiego utytułowanego żużlowca może pan go porównać?
- Jest niepowtarzalny. To obywatel świata, finansowo radzi sobie świetnie. Ja za komuny jeździłem za grosze. Janowski ubogi nie jest i wie, co z pieniędzmi zrobić. Jego przyjacielem jest Greg Hancock i na nim się wzoruje. Niech czerpie jak najwięcej.
Zobaczcie ociekające SEKSEM żużlowe piękności
- Na torze Maciek jest dżentelmenem...
- Tak, nie ma sytuacji, że wypchnie kogoś bezczelnie w płot. Ma świetne stosunki z innymi żużlowcami, nie znam takiego, który powiedziałby na niego złe słowo. Jest koleżeński, czasem aż za bardzo.
- Jakiś przykład?
- Kiedyś po jednym z przegranych biegów ochrzaniam go: "Maciek, dlaczego z nim nie pojechałeś tak jak trzeba?!". "Bo to mój kolega" - odpowiedział ze spuszczoną głową. "Taki kolega, że to on się po tobie przejechał. Jeszcze pieniądze tym kolegom rozdawaj" - uszczypnąłem go lekko. Taki już jest ten Maciek: serdeczny, dobry człowiek.
- Były z nim jakieś problemy wychowawcze?
- Poznałem go jako 13-latka, ojciec przyprowadził go na trening. Przez tyle lat kilka poważnych rozmów trzeba było z nim przeprowadzić. Był moment, że musiałem go trochę wyprostować.
- Będzie mistrzem świata?
- Spokojnie, to wciąż żółtodziób. Jak na pierwszy sezon w Grand Prix i tak jest świetnie - dwa razy był na podium. Nie ma co oczekiwać jednak, by próbował czegoś na siłę, bo tak to można sobie krzywdę zrobić. Niech robi swoje i nie napina się na mistrza już teraz.