Gollob wyleciał do Chin 22 stycznia. Pełen energii, ochoty do morderczej rehabilitacji, z wiarą, że nadejdzie poprawa zdrowia. Liczył, że dzięki terapii akupunkturą pozbędzie się męczących go bólów septycznych. A one się nasiliły. Pierwotnie plan był taki, żeby Gollob został w Chinach do końca marca, a jeśli zabiegi będą przynosiły skutek - jeszcze dłużej. Jednak zbolały i coraz bardziej zniecierpliwiony żużlowiec już kilka dni temu chciał wracać do kraju. Byłby już we wtorek, ale został w Nanning przez opóźnienie samolotu. Dotarł wczoraj - samolot linii Air China z Gollobem na pokładzie wylądował na lotnisku Okęcie w Warszawie dokładnie o 6.54 rano.
Gollob wyjechał na wózku inwalidzkim. Wyglądał na przygnębionego, przemęczonego. Nieco schudł. Błysk w oku pojawił się dopiero wtedy, kiedy zobaczył czekających na niego bliskich.
- Jeśli chodzi o lot, to był bardzo męczący - przyznał reporterowi "Super Expressu". - Jeśli natomiast chodzi o resztę, to będzie na pewno spotkanie z mediami. Wtedy powiem więcej. Generalnie to jeszcze długa droga przede mną. Jeszcze wiele rzeczy będę musiał pokonać - powiedział smutnym głosem mistrz speedwaya.
Z lotniska Golloba przewieziono autem do domu pod Bydgoszczą. Tam przez kilka najbliższych dni będzie odpoczywał po trudach chińskiego leczenia. Ma już pomysł na dalszą część leczenia. Jak dowiedział się "Super Express" żużlowiec mocno nakręcił się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, bo tam są najlepsi fachowcy na świecie. Miałby tam przejść skomplikowaną operację kręgosłupa. Jej koszt to milion dolarów.
Najpierw jednak przejdzie szczegółowe badania w wojskowym szpitalu w Bydgoszczy. Lekarze będą mieli pełne ręce roboty, bo według naszych informacji Gollob wrócił do Polski w gorszym stanie, niż wyjeżdżał.
23 kwietnia minie rok od jego wypadku na motocrossie. Wciąż nie odzyskał czucia od pasa w dół.
Przeczytaj też: Tomasz Gollob wrócił z Chin: "Długa droga przede mną"