Koniec zamieszania z wynikami wyścigu o GP Belgii. Światowa Federacja Samochodowa (FIA) oddaliła apelację Lewisa Hamiltona (23 l.) i zespołu McLaren.
Hamilton wygrał wyścig, ale później dostał 25-sekundową karę za niezgodne z przepisami wyprzedzenie Raikkonena. To zepchnęło go na 3. miejsce (zwycięstwo przypadło Felipe Massie). W klasyfikacji generalnej Hamilton ma 78, zaś Massa 77 punktów. Gdyby nie kara w Belgii - gwiazdor McLarena miałby już 7 punktów przewagi.
- Mam nadzieję, że sędziowie zobaczą prawdę - mówił pewny siebie Lewis Hamilton przed rozprawą, w czasie której domagał się anulowania kary. Sędziowie FIA utrzymali jednak w mocy swoją decyzję z Belgii. W oficjalnym komunikacie napisali, że kara "drive-through" (przejazd przez strefę parkowania), jaką otrzymał Hamilton, nie może podlegać apelacji.
- Jesteśmy niesamowicie zaskoczeni treścią orzeczenia. Mówiąc w skrócie: jest rażąco nieścisłe i mylące - odpowiedział McLaren.
Wcześniej Hamilton zdążył pokłócić się z prawnikiem zespołu Ferrari, Nigelem Tozzim. - Nie ma pan pojęcia, o czym pan mówi! - krzyczał gwiazdor McLarena. - Jestem kierowcą od 8. roku życia. Znam się na tym, co robię, w odróżnieniu od pana!
Adwokat nie dał się jednak wyprowadzić z równowagi. - Pan wybaczy, ale Ferrari ma w Formule 1 trochę większe doświadczenie niż pan - odparował.