Tomasz Gollob od trzech lat walczy o powrót do pełni sprawności. W wyniku fatalnego wypadku na motocrossie jeden z najlepszych żużlowców w historii naszego kraju doznał urazu kręgosłupa i stracił czucie w połowie ciała. Od feralnego dnia mistrz świata z 2010 roku przeszedł kilka operacji, ale wciąż czeka na wylot do Stanów Zjednoczonych. Właśnie z zabiegiem za Wielką Wodą wiąże największe nadzieje na powrót do normalnego funkcjonowania. Niestety, na razie nie znamy możliwego terminu podróży Golloba za Ocean. - To trzeba zrobić mądrze, dlatego moje ciało jest monitorowane przez profesora Harata, który z pewnością wybierze ten właściwy moment - skomentował portalowi sportowefakty.wp.pl sam zainteresowany, który do USA miał pierwotnie udać się jesienią zeszłego roku.
Skąd w ogóle tak wielka nadzieja związana z operacją w Stanach Zjednoczonych? Otóż Tomasz Gollob był już w Los Angeles, gdzie rozmawiał z tamtejszymi specjalistami. Podkreślili oni, że niewykluczone nawet, że były żużlowiec znowu stanie na nogi! - Wyjazd do Stanów nie będzie miał jednak sensu, jeśli wcześniej się do tego nie przygotuję i nie zrobię kilku rzeczy w Polsce - stwierdził sportowiec. Okazało się także, że na początku roku przeszedł kolejne operacje w kraju. - Marzę o Stanach, dlatego poddałem się dwóm operacjom. Jedna miała miejsce przed świętami, kolejna teraz. Mogę powiedzieć, że nie mam już stymulatora i na razie to jedyna zmiana - zdradził Tomasz Gollob.
- Miałem bardzo poważną operację na rdzeniu kręgosłupa. Cztery dni po styczniowym zabiegu starałem się nie ruszać, bo każdy ruch powodował ból, jakiego nigdy dotąd nie czułem - opisywał Gollob. - Nawet bóle spastyczne nie dały mi w kość tak, jak te pierwsze chwile po operacji na rdzeniu. Musiałem to jednak zrobić w ramach przygotowań do wylotu do kliniki w Stanach. Wciąż marzę o Ameryce - dodał.
Polecany artykuł:
Polecany artykuł: